Nie lubię zimy

szeryf

Nie lubię zimy. A wiecie, czego w niej nie lubię najbardziej? Tego, że ciągle jestem spocona.

Cały kurwa czas. Za wyjątkiem krótkich przejść między domem a sklepem, domem a autobusem. Domem a miejscem udręki publicznej typu poczta. Pani pocztowa lampi się sennie na moją kopertę. Zagłębia w egzystencjonalny stupor. Podczas, gdy mnie struga potu cieknie po nerkach.
Continue reading

Lepiej trzymać z tym, kto bije

Ten obrazek rozplenił się w internecie. Mnóstwo ludzi uważa, że jest bardzo zabawny.

Obrazek Człeka-Nietoperza, sprzedającego wiernemu Robinowi liścia rozplenił się w internecie w tysiącu wariantów. Najwyraźniej mnóstwo ludzi uważa, że jest bardzo zabawny.

Zgwałcono kobietę? „Mogła tam nie iść, mogła się tak nie ubierać.” Rzesze ludzi patrzą w oczy biedzie za sprawą pochopnie zaciągniętego kredytu we frankach? „Było myśleć, za głupotę się płaci.” Osoby, którym tego typu wypowiedzi przychodzą najłatwiej – to właśnie owi mityczni normalni. Jak dotąd w życiu szło im świetnie. Nie dopuszczają myśli, że mogłoby nagle pójść nie tak. Okrutne wypadki losowe? Bankructwo? Nieuleczalne choroby, niweczące prężną karierę zawodową? Takie rzeczy przytrafiają się tylko osobom nieodpowiedzialnym i lekkomyślnym, ale nie mnie! Na pewno nie mnie!

Continue reading

Jak popełnić samobójstwo

To miejsce istnieje.

To miejsce istnieje.

Wiecie, często zadawałam sobie to pytanie.

Jako mała dziewczynka lubiłam sobie wyobrażać własny pogrzeb.  Gdy ból pęczniał jak trujące ciasto, wycyzelowane wizje przynosiły ulgę. Elegancki kondukt, wlokący się – jak należy – noga za nogą. Rozpacz wszystkich tych, którzy na co dzień mnie nie dostrzegali, odpychali, skrzywdzili.

Jako nastolatka nie umiałam już znaleźć pociechy w tych tandetnych rojeniach. Czarny kluch w głowie szeptał, że moje ewentualne zejście lata wszystkim koło chuja. Że matka się trochę zdenerwuje – nie lubiła niespodzianek –  a potem jej przejdzie i tyle.

Continue reading

Przyjdą single i zniszczą wasze rodziny (a geje jeszcze bardziej) VOL. 2

 Bridget bardzo przeprasza pana Kołodziejskiego za to, że jest  bezużytecznym  singlem. (źródło obrazka: onet.pl)

Bridget czuje się ugodzona w miętkie po lekturze oraz bardzo przeprasza pana Kołodziejskiego za to, że jest bezużytecznym singlem. (źródło obrazka: onet.pl)

Witam w dzisiejszej audycji. Zostało mi do omówienia dolne pół fenomenalnie niedorzecznego artykułu z Rzepy (o, tego: http://www4.rp.pl/artykul/1185694-Single-kontra-rodziny.html)

Ton i wydźwięk utworu został do samego końca twardo wytrzymany. Żadnych zaskoczeń. Mamy do czynienia z tzw. eskalacją zajoba. Widok to niezbyt wdzięczny, za to interesujący.

Do czynu!

„Singiel, żeby być szczęśliwym singlem, musi się ciągle utwierdzać w przekonaniu, że postępuje słusznie. (…)musi z gorliwością neofity walczyć z rodziną na każdym niemal kroku.”

Prawda to szczera. Jak przyjeżdżam czasem do matki na niedzielny obiad (macierz ma posiada cierpliwość benedyktyńską do obierania, siekania, krojenia etc. i w związku tym potrawy jej są znacznie bardziej frymuśne, niż te moje) to jeszcze po widelca nie sięgnę, jeszcze kotleta dobrze nie rozkroję – a już Zwalczam Rodzinę. Z gorliwością neofity, prawda. Ponadto mijając na ulicy grupy wieloosobowe złożone z ojca, matki oraz x nieletnich – wydaję z siebie nienawistny wizg. Tudzież pluję im pod nogi.

Continue reading

Przyjdą single i zniszczą wasze rodziny. A GEJE TO JUŻ W OGÓLE.

Ludziska, chwytajta za kosy a kłonice, single pod wieś podchodzą!

Ludziska, chwytajta za kosy a kłonice, single pod wieś podchodzą!

Nie jestem szczególnie konfrontacyjnym lewakiem. Zbyt wielki leń we mnie drzemie, bym pilnie przeglądała coraz to nowe urocze cudności z natemat czy innej Frondy. Czasem jednak nawet takiemu misiowi koala (kojarzycie: wisi toto cały dzień na gałęzi i żuje alkaloidy) żyłka pęknie. Są momenty, gdy należy chwycić za mentalny szpadel. By ogarnąć gnój. Który ktoś niefrasobliwie rozlał w imię dniówki.

Continue reading

Moje ciało to moja własność. Gap się, skoro musisz, ale nie komentuj i nie dotykaj.

Catcalling

Miał już czternaście albo piętnaście lat, gdy w ostatnim wagonie zatłoczonego metra osaczyła go banda dziewczyn. Osiem czy dziesięć dorodnych sztuk. Gabriel pamięta te rozradowane gęby i potężne, wyższe odeń o głowę ciała, blokujące mu każdą drogę ucieczki. Przez trwające całą wieczność dwadzieścia minut trasy obmacywały go wzrokiem, wymieniając bez krępacji dowcipne uwagi w rodzaju: „Ładny, no. Ale kutasa to na pewno ma krótkiego jeszcze.” „Weź się uśmiechnij, mała kurwo.” „Czego ryczysz, mała kurwo?” „Ja pierdolę, jaki śmieszny.”
Pozostali pasażerowie gorliwie studiowali własne sznurowadła.

Continue reading

Bycie sobą źle się kończy

Czemu on znowu nie odbiera?...

Czemu on znowu nie odbiera?…

Ludzie, dla których można – i warto – Być Sobą, to mniejszość. Przytłaczająca większość nie jest farszem w tym pierożku zainteresowana. Autentyzm naszych odczuć wywołuje w nich dyskomfort. Zdziwienie. Panikę. Trudno to pojąć, a jeszcze trudniej przegryźć, niemniej, do osób niezainteresowanych może należeć np. nasza własna matka. Brat/siostra. Kobieta/mężczyzna, co twierdzą, że nas lubią czy wręcz kochają. Trzeba nauczyć się z tym żyć.

Continue reading

Dlaczego można chcieć usunąć ciążę i to akurat w Wigilię?

Szanowni,

nie pisałam, bo też i nie czułam takiej potrzeby. Sytuacja ta uległa zmianie.

Tytułowana przez media „znaną feministką” Katarzyna Bratkowska oznajmiła publicznie, iż jest w ciąży, którą zamierza przerwać w Wigilię. (źródło tu: http://wyborcza.pl/1,75478,15180076,Feministka___Jestem_w_ciazy__Aborcja_w_wigilie___Jezuita_.html)

W społeczeństwie, w którym żyjemy, termin „feministka” wielu zdawałoby się myślącym i całkiem sympatycznym ludziom kojarzy się silnie z „jakaś głupia” czy wręcz „wariatka”, mniemam więc, iż publikatory dobrze wiedziały, co robią, opatrując autorkę prowokacyjnej wypowiedzi taką właśnie łatką. Ale ja nie o tym. Na Bratkowską wylano wiadro pomyj. Bardzo wyważenie, tonem chwalebnie powściągliwym napisał o tym Ray (o, tu: http://miloscpo30.net/?p=755).

Ja nie jestem ani wyważona, ani przesadnie powściągliwa. Niemniej, potrafię nie kląć co trzecie słowo, jeżeli się bardzo postaram. Dla dobra sprawy postanowiłam podjąć ów wysiłek.

Czytelniku! Jeżeli deklaracja pani Bratkowskiej wzbudza w Tobie uczucia oscylujące między pobłażliwym rozbawieniem („te feministki to pocieszne są, he, he”) pogardą („się nie zabezpieczała, tępa dzida jedna, a teraz dupę zawraca”) a głębokim oburzeniem („co za potworność”) to zapraszam do lektury. Chętnie Ci wyjaśnię, jak można chcieć usunąć ciążę – i to akurat w Wigilię.

Obiecuję przy tym nie uczęstować Cię żadnym z epitetów, którymi hojnie obrzucono Katarzynę Bratkowską. Pełna kultura, zero mowy nienawiści. Umowa stoi?

Jako, że najprościej wyjaśnia się na przykładach: Oto trzy kobiety w wieku – jak by to określił mistrz Sapkowski – łożnicowym.

(Nieczytającym mistrza wyjaśniam, iż oznacza to przedział życia, w którym damska aparatura rozrodcza działa sprawnie i możliwe jest spłodzenie potomstwa.)

Nazwijmy nasze panie umownie: Adą (29 l.) Beatą (23 l.) oraz Cesią (35 lat.) Posłuchajmy przez chwilę, co mają do powiedzenia.

Ja: – Powitajmy w studiu Adę, Beatę oraz Cesię! Dziewczyny, powiedzcie czytelnikom coś o sobie.

Ada: – Dzień dobry. Za rok dobiję do trzydziestki. Nie cieszy mnie to specjalnie. Może dlatego, że nie bardzo mam się czym pochwalić? Od lat walczę z depresją, aktualnie jestem bezrobotna.

Beata: – No to słabo! Ja tam lubię swoje życie. Mam 23 lata, kończę studia, które uwielbiam i łapię różne drobne zlecenia, gdzie się da. W luksusy nie opływam, ale da się wytrzymać. Zresztą, wszystko, byleby nie gnić w korpo za biurkiem!

Cesia: – Ja jestem tu najstarsza i świetnie sobie radzę w tym pogardzanym przez Cię, Beatko korpo. Awansuję z roku na rok i bardzo przyzwoicie zarabiam. Jestem z siebie dumna. Minusy są takie, że praktycznie nigdy nie ma mnie w domu.

Ja: – Jak widać, niemal wszystko was różni, moje panie. Ale jedną cechę macie wspólną. Wszystkie jesteście w ciąży.

Ada: – Tja.

Beata: – No shit, Sherlock.

Cesia: – Niestety.

Ja: – Muszę przyznać, że nie brzmi to zbyt entuzjastycznie. Opowiedzcie moim czytelnikom coś więcej. Jak do tego doszło? (śmiech z puszki)

Ada:  – Bardzo zabawne, bardzo. Poszłam z kolegą do łóżka i guma nam się zsunęła. To było trzy tygodnie temu. Wczoraj zrobiłam badanie krwi i mam już pewność.

Ja: – A czy kolega o tym wie?

Ada: – A musi? To tylko kolega. Świetny facet zresztą. Ale wiesz, z kredytem na karku. Takim na 30 lat. Jego domowy budżet raczej nie uwzględnia paru tysiączków na aborcję.

Ja: – Rozumiem, że nie zamierzasz mu powiedzieć?

Ada: (zirytowana) – Ale drążysz. Nie, nie zamierzam. Lubię go, wiesz? Naprawdę. Nie zasłużył sobie na taki stres.

Beata: – Z tym śmiechem z taśmy to przegięliście. Ja na przykład w ogóle nie znam egzemplarza, z którym zaciążyłam.

Ja:  – Egzemplarza?

Beata: (ze śmiechem) – No, tego faceta. Wiem tyle, że jest cholernie wysoki i ma zielone oczy. Ale lasko, jak zielone! Te oczy mnie wzięły. Na imprezie to było. Trzy tygodnie temu. Poszliśmy do kuchni. Drzwi trzeba było zastawić krzesłem (śmieje się) a i tak się ciągle ktoś dobijał. Biorę pigułki, ale akurat tego dnia o jednej zapomniałam.  No, a wczoraj zrobiłam test i jest słabo. Znaczy, dwie kreski.

Ja: – Próbowałaś się jakoś skontaktować z ojcem dziecka?

Beata: (poważniejąc) – Zaraz tam ojca. To tylko trzy komórki na krzyż. Nie, oczywiście, że nie. Nikt z moich znajomych nie ma na niego namiarów. Zresztą, po co?

Ja: – Twoje podejście do kwestii rodzicielstwa wydaje się dość liberalne. Niektórzy nazwali by te trzy komórki na krzyż poczętym dzieckiem.

Beata: – Dziewczyno, ja jestem ateistką. Nie dotyczy mnie to. Tacy Sikhowie w Indiach wierzą, że trzeba nosić turban. To, że oni tak wierzą, znaczy, że ja też muszę?

Cesia: (wzdycha)

Ja: – Cesiu, czy jest coś, o czym chciałabyś nam powiedzieć?

Cesia: – Tyle, że ja znam ojca swojego dziecka. Jesteśmy w stałym, chociaż nieformalnym związku.

Ja: – W takim razie wszystko skończy się dobrze! Rodzina wam się powiększy.

Cesia: (rozeźlona) – Nina, naprawdę jesteś taka głupia, czy tylko udajesz? Po pierwsze: on już ma dwoje dzieci z poprzedniego małżeństwa. I na pewno nie chciałby więcej. Po drugie, najważniejsze – ja nie chcę.

Ja: – Nie chcesz?

Cesia: – Nie chcę! Kocham swoją pracę. Uwielbiam się w niej spalać. Spędzam w firmie sporą część życia, z czego większość w ciągłych rozjazdach. Kiedy miałabym się tym dzieckiem zajmować?

Ja: – Jestem pewna, że jego ojciec by ci pomógł…

Cesia: – Pewnie tak, gdybym go zmusiła. On ma własną pracę, która go pochłania. Jesteśmy szczęśliwymi, spełnionymi ludźmi, rozumiesz? Żyjemy jak lubimy. Nie widzę powodu, by to zmieniać.

Ja: – Czemu w takim razie nie brałaś pigułek antykoncepcyjnych, które gwarantują niemal stuprocentową pewność zabezpieczenia? To samo pytanie kieruję do Ady.

Cesia:  – Chętnie brałabym pigułki. Ale nie mogę. Jestem kobietą po trzydziestce, palę nałogowo, mam w rodzinie historię problemów z krążeniem. Żaden odpowiedzialny lekarz mi ich nie zapisze.

Ada: (apatycznie) – Ja biorę antydepresanty. Skuteczność pigułek można sobie wtedy o kant pośladków potłuc.

Ja: – Skoro wiedziałaś o tym wcześniej, może warto było powstrzymać się od przygodnych kontaktów seksualnych? Poczekać na coś trwałego…

Ada: – Na rycerza z domkiem i ogródkiem? Jakoś nie marzy mi się domek. Ani ogródek. Ani małżeństwo. I powiem Ci szczerze – uwielbiam seks. Jest jedną z nielicznych radości w moim smutnym życiu. Ale dzieci się brzydzę.

Ja: – ?..

Ada: – No, brzydzę się i już. Zresztą, obrzydzeniem napełnia mnie sama myśl, że miałabym hodować coś żywego we własnych wątpiach.

Beata: – Ja tam nie mam nic przeciwko temu, ale ludzie, przecież nie teraz! Jestem singielką, mieszkam kątem, zarabiam grosze. Z czego miałabym to ewentualne potomstwo utrzymać?

Cesia: – A ja zgadzam się z Adą. Może nie aż obrzydzenie, ale niechęć do dzieci odczuwam na pewno. Nie mam instynktu macierzyńskiego i dobrze mi z tym.

Ja: – Chyba wiemy już wszystko. Opowiedzcie naszym czytelnikom o swoich planach.

Ada: – Wyjmuję oszczędności z konta i idę na zabieg. Choćby dziś. Odetchnę z ulgą, kiedy ten stres się wreszcie skończy.

Beata: – Pożyczę forsę po przyjaciołach i jak wyżej. Nie ma na co czekać. No trochę przykro, że tak wyszło, ale będę jeszcze kiedyś miała dzieci. Ale najpierw muszę mieć porządny dom, a nie tylko materac na cudzej podłodze. Kochający, odpowiedzialny facet też by się przydał (śmieje się.)

Cesia: – Mam ten komfort, że nie muszę sobie niczego odmawiać, żeby opłacić usunięcie ciąży. Poza tym, w Holandii, gdzie teraz mieszkam, ten zabieg jest całkiem legalny i powszechnie dostępny. To będzie dziś. W rzeczy samej, nie ma na co czekać.

Ja: – W takim razie życzę Wam wszystkim powodzenia i dziękuję za udział w tej fikcyjnej audycji.