– Słuchaj – rzekłam, trochę zrozpaczona (platoniczna miłość mego życia nie kocha Dostojewskiego, Jak Mogło Do Tego Dojść!) – Ale to jest totalnie relatable. Absolutnie. Ja bym mogła kogoś zabić z braku środków na koncie, a potem bym chodziła i żałowała.
– Właśnie streściłaś pińćset stron – R. miał twarz kamienną. Continue reading →
Bridget czuje się ugodzona w miętkie po lekturze oraz bardzo przeprasza pana Kołodziejskiego za to, że jest bezużytecznym singlem. (źródło obrazka: onet.pl)
Ton i wydźwięk utworu został do samego końca twardo wytrzymany. Żadnych zaskoczeń. Mamy do czynienia z tzw. eskalacją zajoba. Widok to niezbyt wdzięczny, za to interesujący.
Do czynu!
„Singiel, żeby być szczęśliwym singlem, musi się ciągle utwierdzać w przekonaniu, że postępuje słusznie. (…)musi z gorliwością neofity walczyć z rodziną na każdym niemal kroku.”
Prawda to szczera. Jak przyjeżdżam czasem do matki na niedzielny obiad (macierz ma posiada cierpliwość benedyktyńską do obierania, siekania, krojenia etc. i w związku tym potrawy jej są znacznie bardziej frymuśne, niż te moje) to jeszcze po widelca nie sięgnę, jeszcze kotleta dobrze nie rozkroję – a już Zwalczam Rodzinę. Z gorliwością neofity, prawda. Ponadto mijając na ulicy grupy wieloosobowe złożone z ojca, matki oraz x nieletnich – wydaję z siebie nienawistny wizg. Tudzież pluję im pod nogi.
Ludziska, chwytajta za kosy a kłonice, single pod wieś podchodzą!
Nie jestem szczególnie konfrontacyjnym lewakiem. Zbyt wielki leń we mnie drzemie, bym pilnie przeglądała coraz to nowe urocze cudności z natemat czy innej Frondy. Czasem jednak nawet takiemu misiowi koala (kojarzycie: wisi toto cały dzień na gałęzi i żuje alkaloidy) żyłka pęknie. Są momenty, gdy należy chwycić za mentalny szpadel. By ogarnąć gnój. Który ktoś niefrasobliwie rozlał w imię dniówki.
Ta lektura złapała mnie za kark i powlokła gołą dupą po betonie. Tekst ukazał się na portalu Dzika Banda, ale jako że jestem z niego bardzo zadowolona, to zapodaję i tu. Smacznego.
Koka jest krwią Warszawy, matką boską i przebaczeniem grzechów, powiada nam bohater. Jest też symbolem luksusu, społeczną kompulsją. Raczą się nią ci, którzy osiągnęli sukces i ci, którzy wciąż starają się cokolwiek osiągnąć. Ci, których stać i ci, których nie stać też. W Warszawie Żulczyka nikt nie będzie bezpieczny.