Jak przekuć swoje porażki w sukcesy. Nieporadnik

Dzisiejszy post ozdabia Peter Steele. Nie żeby miał coś wspólnego z tematem. ale primo: był absurdalnie pięknym mężczyzną (fakt bezsprzeczny), już nie żyje (cholerna szkoda), a poza tym posiadał morderczo przewrotne poczucie humoru - tak przewrotne, że jako nastolatka nie dostrzegałam go w ogóle. Także ten.

Dzisiejszy post ozdabia Peter Steele. Nie żeby miał coś wspólnego z tematem. Za to primo: był absurdalnie pięknym mężczyzną (fakt bezsprzeczny), już nie żyje (szkoda cholerna), a poza tym posiadał zgryźliwe, przewrotne poczucie humoru. Tak przewrotne, że jako egzaltowana nastolatka nie dostrzegałam go wcale. Także ten.

Każdy szanujący się coach (kołcz) posiada umiejętność szałowego wyglądania na zdjęciu. Uśmiech kołcza jest perlisty, wybielany za grube pieniądze. Przez te perły płyną w świat banały. Względnie – myśli przeciwprostopadłe do prawdy, za to przepastne niczym szyb w kopalni. Np.:” Inteligentni ludzie nie miewają depresji, bo umieją zadecydować, jaki będą mieli nastrój.”

Dzień dobry.  Nie przespałam nocy. Same old, same old. O drugiej muszę przestąpić próg, ustrojona, wymalowana i w ogóle na wysoki połysk. Lista opcji jest krótka; mam ich całe dwie. Mogłabym desperacko wcisnąć twarz w poduszkę w płonnej nadziei schwytania paru godzin kimy. (Nawet jeśli się to uda, owo parę godzin zamieni mą efektowną fizjonomię w opuchłą melasę. Nie o to Polska walczyła z okupantem.)

Mogę też roztrwonić czas pozostały do wyjścia, napierdalając Wam tu coś wesołego.

Zaklinam – nie bierzcie tego, co dziś powiem na poważnie. Poniższy post sponsorowany był przez chroniczną bezsenność i poczucie humoru z gatunku self-depreciation. Branie go na poważnie może skutkować uszkodzeniami ciała.

Podczas dzisiejszej audycji Wum wcieli się w kołcza. Co to za zwierzę ten kołcz?  Najprościej rzecz ujmując: człek o przypadkowym wykształceniu i niesprecyzowanych kompetencjach, który na wszystko ma odpowiedź.

Kołcz to chłop (rzadziej baba) odziany z konwulsyjnym sznytem kogoś, kto ma wiele do udowodnienia. Każdy szanujący się kołcz posiada umiejętność szałowego wyglądania na zdjęciu. Uśmiech kołcza jest perlisty, wybielany za grube pieniądze. Przez te perły płyną w świat banały. Zawinięte w pazłotko kiepskiego słowotwórstwa, coby nikt się nie zorientował. Względnie – myśli przeciwprostopadłe do prawdy, za to przepastne niczym szyb w kopalni. Np.:” Inteligentni ludzie nie miewają depresji, bo umieją zadecydować, jaki będą mieli nastrój.”

Nie. Ja sobie tego zdania nie wymyśliłam.

Ok, macie już Pogląd. Jedziemy.

JAK PRZEKUĆ SWOJE PORAŻKI W SUKCESY (A PRZYNAJMNIEJ PRZEDSTAWIĆ JE TAK, ŻEBY WYGLĄDAŁY NA SUKCESY)

Gdzie przedstawić i komu? Toż to chyba oczywiste jest. NA FEJSIE.

Wstydliwy problem nr 1: Nie mamy stabilnej pracy. 

Z ostatniej wypędzili nas, batożąc surowym porem. Gdyż wyżarliśmy zapas lazanii z zakładowej zamrażarki/złapano nas na słuchaniu „Smerfnych Hitów” na jutubie/nie dość pedantycznie wprowadzaliśmy Pocztę Przychodzącą do excela. Względnie – nawiązaliśmy romans z nieodpowiednią osobą. Tak czy owak, przepadło. Drzwi korpa zatrzaśnięto za nami z hukiem i stoimy teraz jak cieć na hałdzie żwiru. A brak nam tupetu, by wziąć i przepoczwarzyć się w kołcza.

Rozwiązanie: Szukaj jakichkolwiek zleceń cichcem, uniżając się przy tym niczym zawodowy Japończyk. Głośno udawaj, że Ci nie zależy. Wkurwiaj pracujących. Napomykaj, jak cudownie jest spożywać śniadań o wpół do jedenastej przed południem na stołecznym Zbawiksie. Stać cię tam tylko na bajgla okraszonego pogardą obsługi lokalu, ale nikt nie musi o tym wiedzieć.

Frustruj ludzi co rano odbijających kartę na zakładzie inspirującymi cytatami o Cennej Okazji, By Wejrzeć w Siebie i o Samorozwoju. Jeśli jesteś względnie młody i mało bystry, salwuj się humorystyczną frazą „szlachta nie pracuje”. Przed tobą mnóstwo czasu, by zacząć się za to wstydzić.

Wpisz sobie jakieś wyciągnięte z dupy stanowisko w odpowiednią rubryczkę na buniu. Koniecznie! Tam nie może ziać smutna nicość. Nic Ci nie przychodzi do głowy? Napisz: „bloger”.

Wstydliwy problem nr 2: Nasza kondycja jest w strzępach. A poza tym wyglądamy obciachowo.

Jesteśmy o 30 kilo grubsi niż dowolny celebryta i nie zmieni tego wyprawa do H&M. Modne łachy prezentują się na nas jak folijka na Berlince. Próbowaliśmy zrobić pompkę i omal nie przyszła na nas ostatnia godzina. Na swoje czwarte piętro wtaczamy się w czterech ratach. Kolejne randki w ciemno kończą się ciszą radiową, względnie mało przekonującymi wykrętami. Jeden taki uraczył nas informacją, że mamy dla niego za silny charakter. Tak naprawdę zbyt silny jest nasz obwód w udzie. Wieczorami urządzamy sobie seans nienawiści przed lustrem, a potem trochę płaczemy i oglądamy „Ucieczkę z Los Angeles”, wpieprzając pod nią czekoladę Ritter Sport.

Rozwiązanie: Zapisz się na siłkę, ale nikomu nie mów. Na wypadek, gdyby po dwóch wizytach tamże determinacja sflaczała ci tak, jak sflaczały masz brzuch.

Oficjalnie zaadoptuj filozofię pt. „Grube jest piękne”. Wciskaj ją w twarz każdemu kto się nawinie, jak gdyby każdy był nieułożonym kotem, a ta filozofia – kocim szczochem.

Polajkuj wszystkie blogi wojowniczek o uznanie rozmiaru 22 (amerykańskie 22) za współczesny Kanon Damskiego Piękna.

Jeśli przypadkiem znajdziesz się przy stole z kobietami postury patyczka, żryj jak ciążówka, rzucając im ironiczne, zuchwałe spojrzenia znad każdego kęsa. Zapamiętaj i wprowadź do swojego słownika frazy „Mężczyzna nie pies, na kości nie leci”, „Prawdziwe kobiety mają krągłości” oraz słówko „sizeism.”

Gorąco przekonuj wszystkich znanych ci ludzi, targanych wątpliwościami odnośnie swego BMI iż wcale nie muszą się odchudzać. Coś takiego nazywamy projekcją. Oświadcz światu, że nie zamierzasz się dostosowywać do jego arbitralnych norm. Prywatnie przeżywaj moralne katusze dlatego, że podobają ci się mężczyźni albo chłopięco szczupli, albo umięśnieni jak komandosi. Słodcy misiowie – wcale.

Wstydliwy problem nr 3: Nie mamy jakoś szczęścia w relacjach męsko-damskich. Nie i już.

Nie przypominamy pomocnika Drakuli ani omszałej kłody drzewa. Sprawdziliśmy w lustrze. Tymczasem nawet Terlikowski odnotował większy sukces na polu osobistym niż my (czyt. jakaś kobieta zgodziła się powić mu kilkoro dzieci, tym samym stając się jego zakładniczką.) Gdy my jesteśmy w stanie bez trudu ustrzelić niezobowiązującego fucka, za to naszym chłopakiem/dziewczyną (czy choćby stabilnym pogotowiem seksualnym) to jakoś prawie nikt nie chce być.

Mamy nadprzyrodzoną zdolność do wikłania się w znajomości z osobami bardziej potrzaskanymi wewnętrznie niźli upuszczony na beton ajfon. Jeśli bliźni/bliźnia uczciwie oświadczy nam, iż nie jest zainteresowany poważną relacją – na powierzchni zrozumiemy, lecz w głębi ducha uznamy to za towarzyski żart. W ludziach równie dostępnych co Biegun Południowy zakochujemy się najgwałtowniej i najboleśniej.

Rozwiązanie: Zaciskaj zęby i uśmiechaj się. Uśmiechaj się.

Prawda jest taka, że jestemy zjebem. Ze zjebstwa nie wyjdziesz bez psychoterapii, która kosztuje 150 peelenów za godzinę. Czytaj: nie wyjdziesz z niego nigdy. Twoje pojemne jak przedwojenna wanna serce i dojmujący głód bliskości nie są nikomu potrzebne. Trzeba było albo wydać się za miłość z liceum (nieco przypominał Terlikowskiego) albo zatwardzić serce swoje i kosić jak nóż bezlitosny. Tak, jak to robią koledzy. Tak, jak to robią wszyscy wokół. Tak to przynajmniej wygląda z perspektywy zasmuconego zjeba.

Tyle kołczingu na dziś. Gdybym była prawdziwym kołczem, w tym miejscu zapodałabym: „Zapłać mi dolary, a ja przyślę Ci pedeefa pełnego podobnie otchłannych mądrości. Nazywam go moją książką, ale tak naprawdę ma on z literaturą tyle wspólnego, co spierdolina nosorożca.”

Trzymajcie się tam wszyscy. A jak już jest bardzo źle, to wyobraźcie sobie, że uśmiecha się do was Peter. Uśmiech miał, o, taki:

Pokrzepiające, n'est-ce pas?

Pokrzepiające, n’est-ce pas?

Mam nadzieję, że pomogłam.

21 thoughts on “Jak przekuć swoje porażki w sukcesy. Nieporadnik

  1. Chciałbym jeszcze tylko dodać, że te wplatane gdzieniegdzie przekleństwa wyglądają paskudnie. Nie wiem, co mają oddawać i tylko nie pasują. Proszę się pozbyć tego nawyku. Pozdrawiam

  2. Żeby przekuć swoje porażki w sukces trzeba mieć dystans do samego siebie i kolokwialnie mówiąc „mieć wyj*bane” Bardzo dobrym przykładem jak tego dokonać są te tatuaże obrazek, obrazek

  3. W ogóle to dobiłaś mnie tym Terlikowskim, do tej pory nie myślałem o nim jako o człowieku sukcesu, któremu się świetnie udał związek, ale teraz już będę.

    • Totalnie prawda. W końcu tajemnica Terlika rozwikłana, wszak ma własnego zakładnika (tak-bardzo-prawda).

      W ogóle wpis osom, ale nie to, że życzę Ci bezsenności.

      • Pandoro, dziękuję. Niedobór snu działa na mnie troszkę jak amfa – o ile to prawda, co mówią o amfie. (Czy Pandorzaste i Ty to ta sama osoba może?) ^_*

  4. Pjoter Tomasz Ratajczyk to był wspaniały gość! Jaki wielki ciałem, taki wrażliwy. To specyficzne poczucie humoru, o którym piszesz, zawsze dowodziło jego inteligencji, ale też – jak to zwykle bywa – bywało źródłem nieporozumień. Talent muzyczny przeogromny. Właściwie w moim osobistym rankingu, jest on w ścisłej czołówce moich ulubionych kompozytorów, bo muzyka TON to jego muzyka, przy całym szacunku dla reszty kolegów z zespołu. 14 kwietnia 2010 roku poczułem się tak, jakby umarł mój brat.
    Pozdrawiam Cię, Piękna Nino!

Skomentuj Nina Wum Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *