Daj se siana, wojowniku światła

jimmy dean

Co takiego złego jest w byciu starającym się średniakiem? Nie będziemy wszyscy Cioranami czy innymi Johnami von Neumannami, co odmienili oblicze ziemi (tej ziemi). Na opuszczających rokrocznie posępne szkolne mury czekają (w najlepszym razie): posady księgowych, budowlańców, pracowników rozmaitych usług, właścicieli małych i średnich biznesów. To nie są zawody, w których fantazja ułańska tudzież skłonność do bycia Wbrew Regułom przydaje się nadmiernie.

Starzeję się, ewidentnie. Kiedyś darzyłam wszelkich zbuntowanych – nieważne, przeciw czemu – znacznie większą sympatią.  Teraz najczęściej mnie irytują.

Stający okoniem bystrzak, który jakoś nie może pojąć, iż Obowiązujące Reguły odnoszą się także do niego – to główny bohater wielu poruszających historii. Taka Pippi Langstrumpf chociażby. Albo Holden Caulfield. Oboje mieli dotkliwy problem z systemem edukacji.  Oboje byli nieletni, chociaż Pippi nieco bardziej.

Co łączy historie, których byli bohaterami? Obie skierowano do dzieci. Młodszej młodzieży.

Wiecie, chyba mogę już się do tego przyznać. Postawa: „fuck the system” wyrażana głośno, malowniczo a z przytupem – wydaje mi się nie do zniesienia dziecinna. Trąci szczeniacką egzaltacją. Jasne, upojnie było dzielić się w pięciu jednym szlugiem, zażywanym na przyśmietnikowym murku. Lecz miałeś wtedy trzynaście lat. Bliskie związki z nikotyną groziły Ci nieodpowiednim z zachowania, tudzież śladem ojcowskiej ręki na dupie (jestem z tego pokolenia, które rodzice bijali regularnie i nikt nie dawał, jak to ujmują w internetach, jebania.) Dziś masz lat trzydzieści cztery i znasz smak cygar. Dzięki dobrej pracy stać Cię na ten specjalistyczny pojemnik do ich przechowywania – ten, co to nazywa się jak jakiś rewolucjonista z Ameryki Środkowej. I choćbyś przyszedł na rodzinny obiad z  z petem wetkniętym w każdy funkcjonalny otwór twarzy, Twoja mama jeno boleściwie westchnie.  Więc przestań mi tu skwierczeć, że zakaz palenia w lokalach OGRANICZA TWOJĄ WOLNOŚĆ. Zakurzysz se w hacjendzie, albo w samochodzie, albo gdziekolwiek. Jako w pełni dorosły człek posiadasz Opcje oraz Ci Wolno. Słodki nałóg wyrzeźbił Ci wory pod oczami i nadał różanej ongiś cerze zachęcający koloryt ornego pola. Więc wrzuć na luz z tą pozą młodocianego wojownika. To jest zwyczajnie śmieszne.

Pozostając w krainie młodzieżowych utrapień: ot, weźmy ten system edukacji, odwiecznego chłopca do bicia. Nie służy on zasadniczo nikomu (wybitnie zdolni się dzięki niemu nudzą, zaś uzdolnieni – że tak powiem – odwrotnie cierpią katusze). A mimo to trwa. Jako osoba szczęśliwie bezdzietna od lat nie mam ze szkołą nic wspólnego. Niemniej, dochodzą mnie głosy, że teraz jest tam jeszcze głupiej, niż bywało za mych lat szczenięcych.

Tak naprawdę wpis ten powstał dlatego, że Tattwa. Tutaj pisze o losie jednostki, której zasys edukacyjnych treści przychodzi nadmiernie łatwo. W związku z tym może ona chadzać na ukos i (prawda, że łagodnie) kpić sobie ze średniaków, co w pokorze ciągną pług.

Zirytowało mnie to. Co niby takiego złego jest w byciu starającym się średniakiem? Hę? Nie będziemy wszyscy Cioranami czy innymi Johnami von Neumannami, co odmienili oblicze ziemi (tej ziemi). Kariera Michaela Jacksona czy choćby takiej Dody także daleko nie każdemu pisana. Aby być Michaelem trzeba mieć wierutny talent, zaś by zostać Dodą – przynajmniej cyc i zgrabne nogi. Na opuszczających rokrocznie posępne szkolne mury czekają (w najlepszym razie): posady księgowych, budowlańców, pracowników rozmaitych usług, właścicieli małych i średnich biznesów. To nie są zawody, w których fantazja ułańska tudzież skłonność do bycia Wbrew Regułom przydaje się nadmiernie.

Za to systematyczność, pracowitość i zdrowy rozsądek (te najmniej atrakcyjne spośród Ciotek Cnót) – jak najbardziej.

Wyobraźcie sobie przez chwilę, przez jedną maleńką chwileczkę – że księgowość robi Wam buntownik.

Wiecie, to nie tak, że ja jestem bez winy. W końcu od dwóch lat lansuję na tym blogu tezę, że można być niezamężną, bezdzietną, niepłacącą ZUS-u (he, he) trzydziestolatką z czupryną w ostentacyjnie nienaturalnym kolorze i przeżyć. Ba! – wpieram wam, moi mili Czytelnicy, iż uświęcony tradycją, monogamiczny model związku nie dla wszystkich się nadaje. A na pewno nie dla mnie.

To wszystko brzmi raczej buntowniczo, n’est-ce pas?

Otóż – nie. Nagle, między trzynastą a czternastą po południu zdałam sobie sprawę, iż ja żadnej z tych dziwnych rzeczy, które robię – nie robię PRZECIW CZEMUŚ. Ja je robię PO COŚ. Postawa pro, nie kontra. Owszem, satysfakcja ze skonfundowania filistra nieobcą mi, do czego jako jednostka samokrytyczna z pokorą się przyznaję. Lecz sensem mego bytowania nie jest szok filistra. Żyję, jak żyję po prostu dlatego, że mi tak najwygodniej. Jestem surowym jajkiem, co przyjmuje kształt kieliszka. Znalazłam sobie odpowiednio komfortowy kieliszek.

Zrezygnowałam z zakładania rodziny. Nie by cokolwiek komukolwiek udowodnić, ale – bo mnie w tę stronę sercem nie ciągnęło. Pokazuję ZUS-owi finfę nie z przyczyn ideologicznych (jak to brzmi…) lecz po prostu dlatego, że w specjalności, którą obrałam zatrudnienie na etat nie występuje. Podobnie jak waleń w Andach.

Drodzy, ja leniwa jestem. Nie buntuję się zasadniczo przeciw niczemu, co mnie nie dotyczy osobiście. Będę więc kląć na lokalny klimat społeczno-polityczny, gdyż nie ukrywam, że aborcja dostępna na życzenie bardzo by mi ułatwiła życie. Natomiast np. los zwierząt hodowlanych obchodzi mnie – co z przykrością wyznaję – niewiele. Na pewno nie aż tak, by zrezygnować z kotleta.

(Dygresja kulinarna. Rozmawiam Ci ja sobie przez czat z jednym takim, temat dysputy zszedł nam na żywienie. Zapodałam coś o moim ukochanym mięsku.

Na co rozmówca: – To ty jesz padlinę?

Ja, spokojnie: – Czy właśnie nazwałeś mój obiad padliną?…

On: – Ale serio? Jesz mięso?

Ja(wciąż nie dająca faka): – Jak większość ludzi.

On: – Zaskoczyłaś mnie. Ja JUŻ nie mam znajomych jedzących mięso.

Ja, ze słodyczą: – Zawsze możesz mnie wykreślić z ich grona.

On: – Ależ nienienie, po prostu, no, zaskoczony jestem. Przecież MŁODZI WYKSZTAŁCENI MIESZKAŃCY WIELKICH MIAST ZAZWYCZAJ mięsa nie jedzą…)

Wyjąwszy kwestię wolności od niechcianej ciąży, o którą to kwestię gotowam wleźć na barykadę oraz bić się – wszelki fanatyzm jest mi wstrętny. Cuchnie tą przywołaną na początku egzaltacją gówniarza. Okres dojrzewania wszystkich nas ongiś przeciągnął przez błoto. To jest właśnie ten czas, gdy osobowość w bólach powstaje z tysiąca rozsypanych klocków. Buntowanie Się – tak hałaśliwie i ofensywnie, jak to możliwe  – jest tego procesu naturalną częścią. To etap przymiarek do ostatecznego kształtu. Każde liceum pęka w szwach od wojujących ateistów i walecznych wegetarian (zresztą, od nawiedzonych katolików pęka też.) A potem człek dorasta i przestaje stale pokazywać światu środkowy palec. Oraz upajać się tak bezustannie własną bezkompromisowością.

Szkoda kalorii na tkwienie z wyciągniętym palcem. Tym bardziej, że świat zastanawiająco mało na nie zważa.

10 thoughts on “Daj se siana, wojowniku światła

  1. Zgadzam się z każdym słowem.Czuję lekki niesmak,jak widzę taką postawę „oczywiście nie skarżę się,ale jestem zbyt zajebisty dla tego świata,me dzieci uchronię przed Złym Systemem (bo oczywiście będą równie genialne,jak ja).” Życie jednakowoż zaskakuje.Nie wiesz nigdy co się stanie za chwilę.Wiem z doświadczenia,że CAŁY świat może runąć w 5 minut,a do niedawna pieszczoszek losu może się nie móc spod tych gruzów wydobyć miesiącami,mimo że wyje,rwie włosy z głowy i nie rozumie,dlaczego on,i to tak nagle.I może dlatego odrobina pokory nie zaszkodzi.jak i szacunku dla słabszych,czy mniej przez los rozpieszczonych.zamiast bycia zblazowanym „biedny ja,nie pokierowany odpowiednio w wieku 8 lat,geniusz”.byli i są biedniejsi.move on!teraz jesteś dorosły.więc może zamiast zblazowania wdzięczność za to,że los sprzyja?p.s.ale ja to już w ogóle stara jestem,więc może być tak,że po prostu nie rozumiem młodych gniewnych…tylko że oni też sie starzeją,ile można być młodym i gniewnym???

    • A., to chyba nie miejsce na to, ale że nie mam alternatywy, więc tu napiszę:
      żaden drugi człowiek nie jest całym światem. Naprawdę, żaden. Tulę Cię mocno. Gdybyś chciała pogadać, to pisz na mail. Moje imię i nazwisko w jednej zbitce bez dużych liter, małpa gmail com.

      • Kochana Nino, dziękuję. Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczy to, co napisałaś. Napiszę do Ciebie… jeśli tylko uda mi się przełamać wstyd, i lęk… sama nie wiem, przed czym…. Dziękuję za Twojego bloga, empatię, za to, że mogę tu zaglądać. Czasami to, co piszesz, ratuje mnie… jak głupio by to nie zabrzmiało.

  2. Puentujesz moje myśli. Obserwuję świat już -dzieści lat i widzę, że życiowy sukces (a przez sukces rozumiem życie w zgodzie ze sobą i innymi, kultywowanie pasji i odnajdywanie sensu) zależy od determinacji, wytrwałości, pracowitości i… cóż… odrobiny oportunizmu. Talent i inteligencja pomagają, ale bunt… Bunt czyni ślepym na życiowe szanse, a wtedy z młodego gniewnego szybko stajesz się starym frustratem.

  3. Tytuł spodobał mi się jeszcze zanim przeczytałam notkę (acz sądziłam, że będzie o Coelho ;)). Treść podoba mi się również.
    Sama byłam takim geniuszem tłamszonym przez system edukacji i jarającym szlugi na dużej przerwie. Trochę tego żałuję, bo w przeciwnym razie wiedziałabym może o fizyce coś więcej niż to, że istnieje taki przedmiot (bo oczywiście NA CO MI TO POTRZEBNE W ŻYCIU, wystarczy utrzymać kilka wzorów w pamięci do momentu ukończenia kartkówki, potem można je spokojnie zapomnieć). I nie czaję pogardy dla ludzi, którzy, że pozwolę sobie zacytować „dawno już zdecydowali się na jeden z gotowych do pobrania modeli życia. Kiedy będą duzi, zostaną identycznymi, idealnymi owocami w reklamie Jogobelli: to takie ładne życie, nawet jeśli nie można byłoby napisać o nim ciekawej książki”. Oni przynajmniej wiedzą, czego chcą, a to ważne. I pewnie są szczęśliwi, a to jeszcze ważniejsze.
    Sama — pewnie ku zdziwieniu dawnych znajomych — pracuję w charakterze trybiku w maszynie i całkiem to lubię (marzę tylko o etacie, bo jebać system to ja mogłam dekadę temu, teraz chcę mieć ubezpieczenie i kartę multisport).
    Ach, i w związku z tym trochę mi się uleje (możliwe, że przy okazji będzie to nadinterpretacja): można sobie mieć ciekawe i nieszablonowe życie, wszystko pięknie, ale. Ma sobie taki geniusz niezrozumiany wolny zawód, nie będzie go pracodawca tłamsił wszakże, godziny pracy dostosowuje sobie do własnego widzimisię, cudownie wręcz. Tylko że przychodzi moment, kiedy to deadline się zbliża, a ten zapił, bo poprzedniego wieczoru bolała go dusza. Jest przyzwyczajony do tego, że zapije czy nie, starczy się ładnie uśmiechnąć, usprawiedliwić rzeczonym bólem, a wszyscy mu wybaczą. Przesyła więc płody swej pracy z kilkugodzinnym opóźnieniem, a ja czekam i toczę pianę z pyska, bo im bardziej on się spóźnia, tym mniej ja mam czasu na zajęcie się rzeczonymi płodami. A nad karkiem dyszy mi szereg osób, ze szczególnym uwzględnieniem operatora DTP, które zajmą się nimi po mnie.

  4. „Buntowanie Się – tak hałaśliwie i ofensywnie, jak to możliwe – jest tego procesu naturalną częścią.”
    Ale naturalną tylko chyba w naszej czasoprzestrzeni? Nie bardzo sobie wyobrażam* hałaśliwy, nastoletni bunt kogoś w XI wieku. Albo w XVII. Albo, powiedzmy, współczesnego dzieciaka z Bangladeszu, harującego po kilkanaście godzin dziennie w jakiejś fabryce. Burze okresu dojrzewania są przywilejem sytych i bezpiecznych społeczeństw.

    *aczkolwiek jestem otwarta na ewentualne barwne przykłady. 🙂

  5. W zasadzie nie powinnam tu nic dzisiaj pisać, żeby pojutrze nie odesłać zlecenia z opóźnieniem 😉 Ale tak po mojemu… jest bunt i bunt.

    Zmieniłamksywkę, wielkim buntownikiem był na przykład niejaki Jezus Chrystus oraz wszyscy, którzy za Nim poszli 😉 On przypłacił swój bunt przeciwko faryzeuszom śmiercią na krzyżu; nauka, którą głosił, zmieniła oblicze świata. Upadła potęga Rzymu, przeminęli cezarowie, a chrześcijaństwo ma się nieźle.

    Bliżej naszych czasów – no cóż, Rewolucję Francuską oraz rewolucję październikową wszczęli właśnie tacy młodzi gniewni, co głodowali i harowali po kilkanaście godzin dziennie za podobne pieniądze, jakie dzisiaj zarabia się w Bangladeszu…

    Oczywiście rozumiem, że wpis Niny jest zupełnie o czym innym. Ale… wydaje mi się, że to, o czym pisze Nina, to zwykłe, pospolite szczeniactwo, ewentualnie zahaczające o socjopatię. Brak pomysłu na siebie i maskowanie tego wkurwem na dorosłych. Bunt przez duże B wymaga pomysłu, celu, mnóstwa idealizmu (w niektórych przypadkach te trzy czynniki może zastąpić ślepe podążanie za charyzmatycznym przywódcą) i cholernie dużej ODWAGI. Jest – Nina słusznie wskazuje rozróżnienie – buntem PO COŚ, a nie tylko buntem „bo tak”.

    A taki pseudobunt nastolatka, który „odrzuca mieszczańskie normy”, wagaruje i pali skręty/pije jabole, to nieraz po prostu sygnał, że w rodzinie źle się dzieje – choćby pozornie był to „idealny” dom, rodzice zamożni i w ogóle wszystko luks – a młody odreagowuje te chore relacje.

    • Dziękuję za komentarz dowodzący całkowitego niezrozumienia mojej wypowiedzi. Rewolucja francuska jako przykład nastoletniego buntu. Pyszne.

  6. @Agnieszka H.

    Niejaki rzymski obywatel Jezus był najprawdopodobniej postacią fikcyjną (a przynajmniej fikcyjny jest ten, którego biografię pisaną wieki później, a redagowaną jeszcze później próbuje się nam wcisnąć jako prawdę i to pisaną kapitalikami), może dlatego się to wszystko dobrze skończyło. Prawdziwe bunty kończyły się na ogół gorzej. Ot rodak wymienionego, Spartakus na ten przykład. Jeszcze gorzej było jak buntownikom się udało, skoro nadmieniłaś Rewolucję Francuską to nazwisko Robespierre nie powinno być ci obce.

    Dlatego szczeniackie bunty mimo wszystko są bezpieczniejsze, nawet jak trzeba potem kłaść kostkę na Placu Konstytucji po raz kolejny. Przynajmniej producent kostki zarobi.

    @Nina

    Przyznam uczciwie, że nigdy się nie buntowałom, dlatego dzisiaj też na ogół się po prostu wkur*m, za to coraz częściej i coraz mocniej. Może przez ten brak buntu nie zdiagnozowano u mnie ADHD (wróć, to były czasy w których ADHD, cytując byłego wiceministra edukacji, leczyło się „pasem na tyłek”) i się zdziwiłom na studiach (trzy kierunki zakończone w niejasnych okolicznościach bez konkluzji). Tak na marginesie, czasami byłom uznawane za zbuntowane, bo ubierałom się dziwnie, zachowywałom też, ale prawdę mówiąc wynika to raczej z faktu, że jestem „socially awkward penguin” do tego stopnia, że koleżanka musiała mi wyjaśniać, że ktoś usiłował mnie poderwać (po fakcie, całkiem zabawna historia na marginesie).

  7. Jiima, nie jestem historykiem, więc nie będę polemizować w temacie osoby samego Jezusa, ale buntowniczy ruch, jakim było początkowo chrześcijaństwo – sekta w obrębie judaizmu – rozkwitł w sposób imponujący mimo nawracających prześladowań ze strony władz (dla licznych jednostek wyznawanie tej nowej wiary nie skończyło się dobrze, na przykład dla mojej imienniczki, którą ścięto mieczem w wieku lat 12, o ile pamiętam).

    Na przestrzeni wieków było wiele buntów. Różnych. Za niektórymi stała jedna charyzmatyczna jednostka, za innymi – cała grupa społeczna. Niektóre (jak rewolucja październikowa czy Rewolucja Francuska) przybrały oblicze zbrodnicze i krwawe. Słodkie owoce innych konsumujemy dzisiaj, na przykład w postaci równouprawnienia kobiet 🙂 Serio, jestem bardzo wdzięczna za wysiłki tych wszystkich niepokornych przodkiń, dzięki którym mogłam skończyć studia, mogę mieć własne konto bankowe, pracować na własny rachunek, zawierać transakcje, zeznawać w sądzie i dziedziczyć na równi z mężczyznami, nie potrzebując przedstawiciela prawnego, no i mogę chodzić w dżinsach i glanach zamiast w gorsecie i trzech halkach.

    Likwidacja dyskryminacji rasowej w USA też wymagała wielu lat buntowniczych wysiłków ze strony kolejnych pokoleń aktywistów. Komu by się śniło w latach 50-tych XX wieku, kiedy jeszcze istniała tam segregacja rasowa w szkołach i w autobusach, że za kilka dziesięcioleci prezydent Stanów będzie czarnoskóry?

    Idealizm, odwaga i gotowość do obalania skostniałych struktur mogą zdziałać wiele dobrego dla kolejnych pokoleń. Przychodzi mi na myśl jeszcze jeden przykład – obalenie ustroju komunistycznego w Polsce też wymagało buntu, kontestacji i walki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *