Cieszyć się cudzym szczęściem

animal-cat-watching-for-something-backgrounds-wallpapers

Kiedyś pewien osobnik, charakteryzujący się empatią sągu drzewa zarzucił mi, że nie umiem się cieszyć szczęściem innych. Istotnie nie umiem. Nigdy nie rozumiałam tej szlachetnej koncepcji. Ani jako mała dziewczynka, ani potem. Nie pojmuję jej i teraz.

W lepsze dni jestem w stanie zdobyć się na pogodną neutralność względem darów losu,spływających na innych ludzi. W te gorsze opada mnie dojmujące wrażenie, że wszyscy ci szczęśliwcy zabierają mi powietrze. Że np. kochające się pary, które łączy pewna konkretna pasja – zużyły w swym zaświergoleniu cały dostępny wszechświatowo zasób farta. Dla mnie nic już nie zostało. I skazana jestem na smętne włóczenie się w (daremnych) poszukiwaniach kolegi na ten konkretny kajak. Przeraźliwie i nieapetycznie niesparowana.
Ludzie o dobrych sercach zapewniają nas, iż Być Może Kiedyś… W dupie mam kiedysie. Być może nie dożyję przyszłego wtorku, bo potrąci mnie nyska z dostawą świeżego pieczywa. Zemrę niespełniona. I co wtedy?

Serwisy społecznościowe są pod tym względem bardzo perfidne. Niepotrzebna celowa złośliwość, by zostać przeciętym do kości szczęściem, które nie należy do nas. Oto fotki z hucznej imprezy, na którą nie wybraliśmy się – i pies z kulawą nogą nie spytał, dlaczego. Oto życzenia urodzinowe, plemiące się na cudzej tablicy.
Ja wiem, że życie nie jest sprawiedliwe. Ale czy nie mogłoby choć raz być niesprawiedliwe dla kogoś innego?

Nazywam się Nina Wum. Skończyłam dziś trzydzieści dwa lata. Nie czuję się szczególnie szczęśliwa.
A Wy?

13 thoughts on “Cieszyć się cudzym szczęściem

  1. Nazywam się Prot .Skończyłam czterdzieści pięć lat.Nie czuję się szczególnie szczęśliwa.
    Przeraźliwie i nieapetycznie tkwię w parze od 27 lat.Serwisy społecznościowe są pełne fałszu
    i obliczone na pewną kreację szczęścia i zdaję się , że dają niektóry ” szczęście ” przez samą projekcję , bo potrzeby mamy w tym zakresie prawdziwe , ale często nie realne
    do spełnienia w życiu. Owszem jest tego miodu dużo, ale raptem do dwóch..no góra czterech lat , chemia ma moc i daje kopa oraz podkręca iluzje:)
    później jest albo przywiązanie i przyjaźń, albo wysoce toksyczne i emocjonalnie
    kosztowne wszelkie manipulacje.Zauważam dookoła , przewagę tych drugich.
    Niestety kreacje społecznościowe nijak się mają do prawdy i stanu faktycznego, często
    służą do prostej poprawy samemu sobie samopoczucia, a przy okazji wbijają szpilę innym
    którzy czują duże braki w tej materii.Hm…zalecam dużą dozę dystansu , ja już pokładam nadzieję tylko w zwierzętach, są zdecydowanie bardziej przewidywalne od ludzi i związki z nimi nie noszą żadnych znamion toksycznych relacji.Nie czuję się szczęśliwa, tak naprawdę bywam bardzo szczęśliwa tylko czasami i nie jest to zasługą innych , tylko moją własną.Szczęście jest ulotne , a może być trwałe , ale chyba iluzoryczne..
    no chyba że podlane dużą ilością chemii:)
    Czytam bloga bardzo długo, do pisania skłoniło mnie długie milczenie.
    Niektóre notki uwielbiam, proszę pamiętać o cichych wielbicielach:)
    Pozdrawiam

  2. ps. Życzę szczęścia i siły płynącej ze środka, tych ukrytych kobiecych
    potencjałów, które zagłuszone drzemią w nas i czekają na właściwy moment:)

  3. Nazywam się Olga Moderntransova. Skończyłam czterdzieści dwa lata. „Czuwam” się szczęśliwa rzadko, coraz rzadziej. Może dlatego, że moje nawroty hipomanii się skracają, a fazy depresji wydłużają i pogłębiają. Swe momenty szczęścia przeważnie zauważam w pierszym z tych stanów. Czasem ich przyczyny są obiektywnie postrzegane jako przyczyniające się do odczuwania szczęścia, jednak częściej to na pospolite drobnostki i błahostki reaguję poczuciem szczęścia, zarówno na te, które wynikają z mych działań, jak i te związane z wydarzeniami zewnętrznymi. Podczas nawrotu depresji też miewam przebłyski szczęścia. Zazwyczaj wtedy, gdy udaje mi się schować przed ludźmi i koniecznością podejmowania działań, których nie jestem w stanie podjąć, albo po prostu przespać nieprzewanie kilka godzin. Bywa i tak, że to coś więcej niż przebłysk, gdy uda mi się, np. wyczołgać do ludzi, z którymi czuję się bezpiecznie. Wszak pomimo niemocy udało mi się wyjść z ludźmi, być z nimi, porozmawiać i poczuć więź z nimi, czerpiąc z tego energię na dalsze kilka godzin życia.

    Nino, kiedyś trochę podobnie jak Ty widząc szczęśliwe (lub tylko sprawiające takie wrażenie) pary czułam się autentycznie odtrącona i porzucona, tylko właściwie nie wiadomo przez kogo. Czułam się gorsza, dużo gorsza od innych w tym dojmującym poczuciu osamotnienia. Od roku, może dwóch przechodzę w stan przyjmowania radości i szczęścia innych jako czegoś co przydarza się im, i niechaj im tak będzie, skoro im tak dobrze, więc nie czuję już tego bolesnego ukłucia czy wręcz poczucia bycia zranioną faktem przeżywania przez nich czegoś przyjemnego. Może wiąże się to z pojawieniem się we mnie umiejętności minimalizowania oczekiwań wobec innych, otoczenia nieożywionego oraz, niestety, także siebie samej?

    A ludzie pokazujący się w sferze społecznościówek? Myślę, że czasem dzielą się tym co realnie przeżywają jako stan szczęścia, czasem pokazują coś na zasadzie „a nich im oko zbieleje”, zaś czasem jako służbowy uśmiech nr 10 maskujący niepowodzenia i bolesne przeżycia. Czego jest więcej? Nie wiem. Choć im więcej ktoś pokazuje szczęśliwości, nieważne czy prawdziwej, czy „pokazówy”, czy też jako maski, tym trudniej jest innym, przyzwyczajonym do epatowania przezeń radością, uwierzyć że ta tryskająca dotąd optymizmem osoba przeżywa coś trudnego i poszukuje wsparcia. W realności bywa podobnie.

    Nino, życzę Ci byś jak najczęściej miała jak najwięcej powodów do cieszenia się własnym szczęściem.

    Wielbicielka Twych refleksji

    Olga

  4. Rzeczywiście zastanawiający problem. Jedyna odpowiedź na niego to umieć cieszyć się szczęściem NIEKTÓRYCH. Myślę, że potrafisz to robić, ale przychodzi ci to tak łatwo, że tego nie zauważasz i nikt nie robi wielkiego halo. Niektórych, czyli najbliższych. Cieszenie się szczęściem każdego należy raczej do wąskiej grupy darów przynależnych tylko i wyłącznie bodhisattwom i świętym.
    Dziwię się, że ci to wytknięto, naganną wydaje się być tylko radość z cudzego nieszczęścia… A fejs zatruwa każdego, widzę po sobie i jestem przerażona jego destrukcyjnym działaniem. Tylko logout może nas uratować!

  5. Myślę,że tu nie chodzi o to,dlaczego życie nie traktuje gorzej innych,tylko dlaczego nie traktuje trochę lepiej nas…Dlaczego to nam nie może się tak po prostu w czymkolwiek przyfarcić.A tak często farta mają osoby,które krzywdzą innych i zasługują na wszystko,co najgorsze.Rozumiem,co czujesz,Nino,mam podobnie-pracuję nad tym,żeby pierdolić innych-bo tak naprawdę nikt nam niczego nie odbiera swoją pomyślnością.Ale ciężko przekonać siebie,że tak jest.Wierzę jednak,że nam się uda.I że żadna cegła nie spadnie nam na głowę,zanim odbierzemy nasz własny przydział szczęśliwości.Trzymaj się!

    • P.S. Mam na imię Agnieszka, skończyłam 35 lat. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz cokolwiek mi się udało… Od 2 lat przegrywam wszystko po kolei. Staram się podnosić po każdym upadku.

  6. Eh. Znam Cię z facebooka, jakoś przez znajomych znajomych, i serio – w internecie sprawiasz wrażenie osoby zadowolonej z życia, pełnej sukcesów, oraz zdecydowanie lubianej. Nawet jakieś porażki, o których piszesz, raczej wyglądają jak okazja do zgarnięcia masy wsparcia.
    A Ty widzisz sama jak wygląda druga strona. Może z innymi też tak jest?

    Instrukcja czytania fejsa:http://waitbutwhy.com/2013/07/7-ways-to-be-insufferable-on-facebook.html

    Wszystkiego najlepszego! Dużo radości w środku, dużo spokoju oraz umiejętności przekształcania tego co się tam tak czy siak kotłuje w coś fajnego, dla siebie albo dla innych.

    Pozdrawiam!

    • Limotini, są dobre dni – i są też te inne. Dziękuję serdecznie za życzenia. Tekst, który podlinkowałaś jest całkiem zabawny. Szczególnie przemawia do mnie podpunkt : Wywijanie Swoim Szczęśliwym Związkiem.

  7. Witam, czytam od jakiegos czasu Twojego bloga. Pomimo, ze wlasciwie z malo ktora Twoja opinia sie zgadzam nie komentowlam tego, bo piszesz fajnie i dobrze sie to czyta; mam na mysli, ze jest interesujace, dobrze i dowcipnie podane i to fajnie czasem skonfrontowac sie z czyims tak zupelnie innym zdaniem. I kiedy jest Ci smutno jakos mnie to dotyka, chcialabym sprawic, zebys poczula sie lepiej, szczerze zaluje, ze nie moge. Moze cieszyc sie szczesciem innych jest trudniejsze niz wspolodczuwac z potrzebujacym, zwlaszcza kiedy nam od dawna szczescia brakuje. To nie znaczy, ze nie mozemy dazyc do idealu:)
    Mam 48 lat, od 25 jestem mezatka i mama i sama nie wiem czy wiecej bylo chwil szczesliwych czy nie, ale nie zamienilaym sie z nikim.

    Wszystkiego najlepzego z okazji urodzin,jak najwiecej slonecznych dni ; bylaby zaszczecona gdybys byla moja fumfela:)
    P.S Na zdjeciach z lasu wygladsz jak Kate Winslet z Rozwaznej i romantycznej….

    • Aniom,
      witaj. Miło mi niezmiernie, że jestem w stanie skaptować nawet takiego czytelnika, który przybywa ze skrajnie odmiennych od moich pozycji. Dziękuję Ci za empatię i za komplement. 🙂

Skomentuj Olga M. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *