No hej. Szanowni, udałam się w szafiarstwo.
Od lat chciałam – i od lat powstrzymywały mnie imponderabilia. Lekceważące parsknięcie byłego chłopaka. Niedobory sprzętowe. Lęk, iż zostanę uznana za osobę niepoważną.
No i co z tego? Ja JESTEM osobą niepoważną. Uwielbiam się stroić i odkąd mam możliwość, czynię to z pietyzmem godnym lepszej sprawy.
Od paru tygodni składam się do grubego – nie tylko w przenośni – tematu (czy ja już kiedyś czegoś podobnego nie pisałam?) A póki co mam dla was wstrząsające wprowadzenie w moją letnią szafę.
Wstrząsające, albowiem szafa (po prawdzie nie moja, lecz G.) nie ma drzwi. Nie ma, bo je urwałam. Such glamour.
Widoczna powyżej kretonowa kiecka w łączkę jest ze mną od co najmniej trzech rozmiarów. To długo. Projektant uznał za stosowne ubogacić ów romantyczny, deczko grunge’owy krój miseczkami z gąbki, które filcowały się w praniu. Wyprułam szkaradzieństwa. (Wymagało to zdekonstruowania górnej cześci sukienki i zszycia jej na nowo. Potrafię być zaskakująco uparta, kiedy mi zależy.) Zeszłego lata dekolt kończył się tam, gdzie wymagają tego zasady porządku publicznego. W tzw. międzyczasie zyskałam dodatkowy rozmiar, więc coby ma pierś łabędzia nie oślepiała przechodniów – obszyłam dekolt bladoniebieską gipiurową taśmą. Moim zdaniem wygląda to w pytkę.
Przepadam za tym lekko spranym odcieniem zielonkawego błękitu. Lwia część moich zasobów odzieżowych to takie właśnie bladawce – albo czerń. Bransoletkę dorwałam w sklepie indyjskim na warszawskiej Pradze. Frymuśna jest, czyż nie?
Obróżkę z błonkoskrzydłym też zrobiłam sama. Można taką dorwać tutaj, o: https://www.etsy.com/listing/236937961/gothic-choker-dragonfly-necklace?ref=shop_home_active_15
Żeby wam pokazać buty*, zmuszona byłam wleźć na stołek. Szafiarstwo to ciężki kawałek lajka.
Kubrick stare zawsze na propsie.
* Sandały były po prostu beżowawe (po anglosasku ów miły kolor zwie się taupe.) Okręciłam te środkowe części zamszową miętową tasiemką.
Aha – kiecka pochodzi z lumpeksu, rzecz jasna.
Komentujcie! Komcie są chlebem szafiarki. 🙂
Ej, przez Ciebie tęsknię teraz za sukienką jaką ;__;. Piękna młoda i w rozmiarze XS to ja byłam dawno temu, a że (jakże mądrze!) zakładałam, że nikt nie wciśnie we mnie końskich dawek sterydów i zakaże się ruszać, to kupowałam wszystko idealnie dopasowane. Teraz czeka cały wór ciuchów do oddania, wszystkie w rozmiarze „tylko ciut większe od modelki”. Jest tam tyle dobra TT.TT. Kamizelki (gotyckie rzecz jasna). Bluzeczki (gotyckie). Gorsety (łkam rzewnymi łzami). Gorset bieliźniany (łkam głośniej). Spódniczki i sukienki zapinane na guziczki (wyje do księżyca). Muszę szybko ten worek wynieść, póki mam resztki siły woli (wydałam resztę na zapakowanie ich do wora). Zostawiłam sobie, bom zwierze niemądre, jedną kieckę w stylu pin-up i spódniczkę do glanów. Bo nadzieja na to, że jakiś znachor pozwoli mi się jednak ruszać umiera ostatnia. Ale póki co to chyba muszę jednak wyciągnąć trochę kasy i po raz pierwszy od… hmmm…pięciu lat kupić sobie coś na grzbiet na lato. Złe zło jest złe. Sukienka absolutnie na propsie, sandałki z super pomysłem a naszyjnik standardowo na wypasie, Nina <3. A, i ta bransoletka <3!
Bardzo dziękuję!
Wiesz, ubrań, które są na nas za ciasne warto się pozbyć. Bezlitośnie. Nie ma, że Takie Ładne. Co z tego, że ładne, jeśli tylko zabiera miejsce? A do tego powoduje frustrację.
Rozmiar XS to dla mnie jakieś science fiction, ale w ciągu ostatniej dekady przeszłam płynnie od rozmiaru 40 do 44. W efekcie Wielki Wypieprz odbywał się parę razy. Nigdy nie żałowałam.
Szmateksy są pełne fajnych sukienek – a że to lekkie, to i kosztuje tyle, co kredka do oczów czy inny taki pierdół. Zachęcam do udania się Na Łów.
Moj rozmiar zmienial sie juz kilka razy w zakresie 36 – 46 i z powrotem. W zwiazku z tym przechowuje kilka kartonow ciuchow w roznych rozmiarach, czekajacych az zejda sie odpowiedni rozmiar mnie z odpowiednim sezonem i rozmiarem ciuchow. Robie tylko przeglad i pozbywam sie ciuchow, ktore mi sie opatrza podczas cosezonowego przepakowywania. Meczace to jest, i te kartony szmat stanowia balast dla psychiki, ale chyba mnie nie stac na kupowanie ciagle nowych.
Twoja sukienka jakos nie skojarzyla mi sie z grungem. Wydala mi sie raczej zwiewna i romantyczna. Moze przez ta frywolna koroneczke 🙂 Kiedys, gdy pokazalas swoja szafe, zastanawialam sie jak wyglada taka chlodno pastelowa tonacja na czerwonowlosej istocie no i mam 🙂 Pasuje ci do karnacji. Ten blado turkusowy kolor jest twarzowy.
Pozdrawiam, J.
Joanno, dziękuję.
Grunge’owy tu jest faktycznie tylko wzorek ( ew. detal na guziczki.) Takie drobniutkie kwiatki silnie kojarzą mi się z kieckami, które królowały na szkolnych korytarzach circa roku pańskiego 1995.
Skoro wiesz, że prędzej czy później wrócisz do jakiegoś konkretnego rozmiaru, to przechowywanie stosów nienoszonych szmat ma sens. Ja jeszcze nigdy w życiu nie schudłam. 😀 Antydepresanty podarowały mi metabolizm ślimaka na valium. A zalegające w domu, nieużywane przedmioty wszelkiej maści uwierają mnie w mózg. Są jak skrzep w krwioobiegu.
Oj tak. Uwieraja jak diabli. Chcialabym zejsc z tej chustawki.
Nino, czy badalas sobie poziom wit. D3? Badania wykazuja zwiazek niedoborow z depresja, a niski poziom jest nagminny na naszej szer. geograficznej. Ja wlasnie suplementuje intensywnie.
Nino, jesteś piękna i trzymaj tak dalej! Uwielbiam Cię czytać i jak się okazuje również oglądać 🙂
Dziękuję, bardzo mi miło. 🙂
Mam w domu pełne pudło spodni, do których mam nadzieję się zmieścić, ale realizm nakazał mi wyrzucić rozmiary 28 i 30. Aktualnie noszę 34 i za nic nie chce być mniej. Może pewnego dnia… gdy przestanę jeść seroquel…
Ano, Ty masz znacznie bardziej pod górkę w tym względzie. Spódnice mogą być na gumkę. (Co tylko się da, kupuję rozciągliwe. It’s the only hope.)
mnie od kilku miesięcy pochłania nauka szycia. zaskakująco dobrze idzą mi repliki i wariacje na temat już istniejących sztuk odzieży, już widzę jak powielam tę kiecę. mam z outletu tkaninowego białe płótno w drobne zielone listeczki za jakieś 10 zeta, w sam raz. z tyłu suwak?
Paiv, nie, z tyłu tkanina jest przymarszczona gumką na całej szerokości pleców i kiecka swobodnie wchodzi przez głowę. 🙂 Dlatego ma rozmiar (no, mniej więcej) uniwersalny.
Nino, wyglądasz po prostu zjawiskowo pięknie. 🙂
Dziękuję! Lejesz miód na moje próżne serce.
Wyglądasz jak ja, gdybym się mniej bała. Wiosenno letnia nimfa. Lumpeksy są super.
Wyglądasz pięknie.
Podziwiam ludzi, którzy a) są w stanie znaleźć ładne rzeczy w lumpeksach, b) wprowadzić potrzebne poprawki, c) noszą rzeczy w innym kolorze niż czarny.
Gdyby sukienka była w czarne kwiatki nosiłabym do glanów.
Też mam czerni w opór, ale za bardzo kocham kolory, żeby się do niej ograniczać. Zawsze możesz spróbować metody małych kroczków. Jeden lubiany kolor, wkładany pomiędzy czerń. Kto wie, może Ci się spodoba.:)
Ja z kolei podziwiam osoby, które świadomie potrafią ograniczyć ilość kolorów w szafie i na tym konsekwentnie budować swój styl. U mnie nadmiar kolorów zawsze prowadził do rozmycia się stylu który do jakiegoś momentu zaczął się klarować.