Coś się kończy. Co za ulga.

Umieszczenie tej ilustracji w tym miejscu ma sens. Zobaczycie.

Umieszczenie tej ilustracji w tym miejscu ma sens. Zobaczycie.

Tuż po obiedzie polazłam do lodówki (like Wum does) i znalazłam w niej wielki kawał apetycznie przypieczonej wieprzowiny w ziołach.
– Czy ja mogę to zjeść?
– No nie wiem – zafrasował się J. – To mięcho przyniosła D. Wiesz, ta z firmy. Robiliśmy razem projekt, a potem ja robiłem ją. Nie jestem pewien, czy masz moralne prawo do tej pieczeni.
Ja (żując niefrasobliwie) – What did you say?
On (po dojrzałym namyśle): – W sumie to D. wypiła wino, którą przywiozła mi M. A co tam, żryj.

Continue reading

Szlachetna i starożytna sztuka bycia singlem

(…mam straszną chęć dodać wbrew logice: „przekazywana z pokolenia na pokolenie w rodzie Armstrongów.” Kończyna w górę, kto zakumał odniesienie.)

Drodzy  moi, dziś jest dzień szczególny. Jak wiemy, funkcjonowanie w społeczeństwie polega głównie na rozmaitych dyskomfortach. Tych doświadczamy, kiedy owo (społeczeństwo) nie pytając, czy może, na chama przykłada do nas szablon. Względnie – linijkę z zaznaczonymi wartościami średnimi. A my wystajemy dołem albo bokiem. Nijak nie możemy się w ten szablon upchnąć.

Na całe szczęście nie wymyślono jeszcze Dnia Zadowolonej z Życia Mężatki ani Mężczyzny Niewątpliwego Sukcesu  – psychiatrzy i tak mają szalone wzięcie. Niemniej, istnieje święto zakochanych. (W domyśle – szczęśliwie. Tak właśnie objawia się cisnący nasz zbiorowy kark but Społeczeństwa.) Z tej radosnej okazji pozwólcie, że prześledzę naturalną ewolucję podejścia przeciętnego dwunoga do drażliwego zagadnienia.

armstrongu!

Alex Louis Armstrong jest singlem i ma się zajebiście.

Wiek 0-5: Mamy wyjebane. Jesteśmy małym cesarzem. Spędzamy dzień ów na sankach i wracamy do dom przemarźnięci na kość, jednakowoż szczęśliwi, ze skrystalizowanym glutem wiszącym do pasa.

Wiek 5-9: Dziewczynki, jako istoty bardziej zaawansowane społecznie mogą już otrzeć się o tę bolesną kwestię. W związku z tym jeśli jesteśmy chłopcem, spodziewajmy się denerwujących chichotów za plecami, względnie wstydliwie podrzuconej do plecaka torebki żelków. Żelki pożeramy i szlus, albowiem jeśli jesteśmy chłopcem mamy wyjebane w dalszym ciągu.

Wiek 10-13: Niestety, dojrzewanie zrobiło swoje, a żelazna pięść popkultury pomogła i teraz w klasie rozkwita Ze Drama. Poziom kretyńskiego chichotu za plecami jest już nie do opanowania. Jeśli jakaś poczciwa, odklejona od rzeczywistości niczym znaczek od starej koperty nauczycielka wpadnie na pomysł, by zająć dziatwę gromadnym wykonywaniem WALENTYNEK – spodziewać się należy scen godnych „Dynastii” między dziewczętami („jak śmiałaś owalentynkować Jasia, ty wywłoko?! Jasiu jest Mój!”) tudzież łez. Po lekcjach paru co bardziej rozwiniętych byczków znajdzie pomiędzy niedojedzonym drugim śniadaniem a podręcznikiem do geografii, zabazgranym w fallusy cokolwiek pomięte wyznanie miłości, wytrze nim sobie nos i pójdzie rąbać w Tekkena. W tym samym czasie kilka(naście) podfruwajek będzie tkwiło jak na worku gwoździ, co i rusz z przeciwną rozumowi nadzieją zerkając na ekran swego telefonu.

Wiek 13-16: Jak wyżej, jeno w większym stężeniu. Wiszące w klasowym powietrzu zgęszczone hormony i syki zawiści można by już wtedy kroić jak świeże toffi. Szkalujące koleżankę, której poszczęściło się z Jasiem esemesy jeno śmigają pod ławkami. Naprawdę, głęboko współczuję nauczycielce. Spróbujta wrazić w zielone łby trochę praktycznej wiedzy o cotangensach, gdy połowa klasy przeżywa Rozterki Złamanego Serca.

Wiek 16-18: Kto mógł, ten już czas jakiś temu zajął się całkiem dosłownym seksem (Uff, co za ulga). W każdym razie fakt znalezienia w swojej szkolnej torbie wysmotruchanego liściku o treści sprowadzającej się do: na górze róże, na dole fiołki, fajne masz nogi, lodzik? – przestaje urastać do rangi Rytu Przejścia. Choć zawsze miło.

Studia – forever after: Panie singielki, mimo, że już dorosłe i rozsądne, w cichości serca hodują nadzieję, iż może ktoś je w Tym Dniu zaprosi na randkę. Panie parzyste z nie do końca znanych mi przyczyn* oczekują KWIECIA. Niedobory na roślinnym odcinku mogą skutkować skwaszeniem atmosfery, przeto panowie sparowani z pogodną rezygnacją nabywają wiecheć. Panowie pojedyńczy – tak, zgadliście! – mają wyjebane.

Wniosek – facetem jest być lepiej zasadniczo zawsze, ale najlepiej jest być facetem singlem w Walentynki.

Idąc za tą ścigłą myślą, przywdziejmy najstarszy, najbardziej rozciągnięty podkoszulek-żonobijcę (może też być taki z tzw. śmiesznym napisem) odkapslujmy piwa nasze i wznieśmy je w gromadnym toaście. Za wolność! Za prawo do łażenia po domu w samych majtach! Za ciągnące się po świt blady sesje Tekkena!

Jak mawiał ten nieszczęśnik Boromir, zanim go ustrzelili – „But today, life is good.”

* Przecie wiadomo, że znacznie lepsze są czekoladki. W ogóle coś jadalnego.