Gdybym znała wyczerpującą odpowiedź na pytanie postawione tak śmiało, nie byłoby mnie tu. Sączyłabym modżajto* na Seszelach, w wolnych chwilach nonszalancko tarzając się w forsie.
Własnej forsie. Uczciwie zarobionej, żeby mnie tu bez złośliwych insynuacji. Na sprzedaży poradnika.
To, co zaprezentuję poniżej, to w żadnej mierze nie będą porady. Ot, mam dziś nastrój osobliwie figlarny. Jedziemy tedy z koksem.
Czas jakiś temu znalazłam w gazecie tzw. kobiecej (ale takiej niby lepszej – miast rozkładówek poświęconych Przecudnym Butom tudzież kolejnej ciąży Beyonce mamy dział zachęcająco zatytułowany „Samorozwój”) reklamę warsztatów. Zazwyczaj w rufie mam warsztaty, lecz tytuł przedsięwzięcia mnie zaintrygował. Szło to tak:
UWODZENIE Z KLASĄ. JAK CZAROWAĆ MĘŻCZYZN W DOBRYM STYLU?

No śmiechłam, jak mawia młodzież. Kiedym się już wyparskała i starła ciepławą herbatkę z podołka, nawiedziła mnie niemniej Myśl. Myśl ta była krótka i ostra jak nóż taktyczny. Wszakże podaż generuje popyt, czy tak? A co, jeśli pytanie – postawione tak śmiało, jednakże, jak się bystry czyteniku pełci obojętnej od razu zorientowałeś/łaś, najzupełniej bez sensu – domaga się odpowiedzi? Kto wie, ile rozważnych, ambitnych, być może bardziej niż trochę dumnych, być może bardziej niż trochę nieśmiałych, traktujących swoje życie zadaniowo (tabelka w Excelu: „Stać się bardziej uwodzicielską” z podpunktami, terminami i w ogóle) czytelniczek tego niegłupiego przecież pisma pójdzie na lep oferty tak sformułowanej?
Skutki mogą być Straszne.
Po pierwsze – spadnie nam drastycznie (i tak ponoć wątły) przyrost naturalny.
Po drugie – permanentny niezrozum tudzież ocean obcości zbyt daleki, by dało się go przepłynąć słowami, jaki panuje często ** między mężczyzną a kobietą – wydatnie się powiększy.
Jakby mało było na tym padole łajna wszelkich przykrości, no.
Nie orientuję się, ile wiernych czytelniczek ma rzeczone pismo, ani czy kurs CZAROWANIA MĘŻCZYZN W DOBRYM STYLU ogłaszał się gdziekolwiek indziej. (Zapewne tak.) Niemniej podejrzewam, iż trącące ostro salonikiem przedwojennej ciotki ujęcie tematu znamionuje problem o poważniejszej skali. Jakkolwiek skromny mój wkład w blogosferę, bom muszka jętka i ślad na wodzie zostawiam nieznaczny, mikronowy wręcz – empatia dla znękanego rodzaju damskiego*** burzy się we mnie, przelewa bałwanami. Zdecydowana jestem Przeciwdziałać.
Na początek disclaimer: Żaden sensowny mężczyzna nie potrzebuje, żeby go CZAROWAĆ Z KLASĄ. NA LITOŚĆ BOSKĄ. Jeśli potrzebuje, jest w najlepszym razie osobnikiem cokolwiek roszczeniowym, któremu się wydaje, iż świat to bankiet wydany dla jego przyjemności. W najgorszym – neurotycznym control freakiem, co rozpisuje scenariusze randek łącznie z kluczowymi kwestiami i dąsa się, jeśli wybranka odjedzie od tego, co zaplanowane.
O co w ogóle cho z tym czarowaniem? Co ja, czarodziejka Circe jestem? Kto wetknął czubek nosa w mitologię antyczną, ten wie, jak się skończyło tetatet Odyseusza i Circe. Jego kumple z załogi skończyli jako wieprzowina. Nie permanentnie, ale to fakt.
A propos tej kobiecej KLASY. Mało jest pojęć równie pojemnych. Wybierając na oślep z grupy, powiedzmy stu osób, bez trudu natrafimy na dwie takie, dla których owa mityczna jakość oznacza coś najzupełniej przeciwnego.
Zetknęłam się z najrozmaitszymi propozycjami:
– Kobieta z klasą nie pali na ulicy. (WTF?)
– Kobieta z klasą nosi szpilki, natomiast nie nosi tipsów. (Dla mnie jedno i drugie – odpowiednio = mordęga i ohyda, ale jak lubi, niechaj sobie nosi. Ludzie, żyjcie i dajcie żyć innym.)
– Kobieta z klasą nie podaje dalej pikantnych szczegółów z życia swych przyjaciół, zasłyszanych w poufnej pogawędce. (Z tym jestem skłonna się zgodzić. Niemniej, od mężczyzny z klasą wymagalibyśmy dokładnie tego samego.)
– Kobieta z klasą unika makijażu i nie farbuje włosów. (Sorry, Ebenezerze, bardzo cię lubię, lecz fakt, że jesteś Amiszem, poważnie zaciemnia naszą wspólną przyszłość.)
– A właśnie, że kobieta z klasą maluje usta na wrzący karmin, zaś włosy ma utlenione po korzonki, zawsze i bez wyjątku.
I tak dalej.
Jak widać, każdemu jego podniety. Mamy tyleż odmian klasy, ilu konsumentów zagadnienia.
W tej sytuacji wypracowanie jednej, w miarę uniwersalnej, dającej się ująć w ramy kursu definicji CZAROWANIA Z KLASĄ jawi mi się jako chuja warte.
Jeden pan zadławi się z zachwytu, gdy kursantka uderzy doń cytatem z filmowego arcydzieła o poważnej sile rażenia. Drugi pozostanie jako ten lodowiec, gdyż nieszczęsna miała usta pokryte jaskrawą pomadką. A on takich nie lubi. I cały misterny plan uwiedzenia można sobie pognieść, coby był miększy, zaś następnie użyć w charakterze podcieraczki.
Disclaimer nr 2: Żaden sensowny mężczyzna nie będzie się zastanawiał, czy jego strategia podrywcza jest W DOBRYM STYLU. Owa ma być skuteczna i tyle. Dlaczego więc miałaby nad tym dywagować jakakolwiek przytomna kobieta?
Nie, naprawdę. Cóż to jest za ustawienie problemu? Dafuck? Znajdźcie mi faceta, który widząc atrakcyjną sztukę godną zachodu rozważa gorączkowo, czy aby jego opener jest na nią dość Gustowny. Jeżeli tacy istnieją, bardzo proszę, aby się zgłosili. Przyznam z pokorą, iż złożoność życia mnie przerasta i dostaniecie panowie ode mnie po czekoladzie Wedla.
Podstawowe maniery bardzo pomagają, fakt. Mężczyzna, który rozgłośnie i bez skrępowania beka w mojej obecności poważnie umniejsza swój zwierzęcy magnetyzm. Staroświeckie bajery jak podanie płaszcza, dyskretna dłoń podana przy wchodzeniu do tramwaju, podanie ognia czy wręcz papieros odpalony własnym papierosem – nieodmiennie zmiękczają moje (nie do końca jeszcze scyniczniałe) serce. Niemniej, umówmy się. To są odruchy i w tym ich wdzięk. Nadmiernie wyspekulowane strategie, usilne próby napinania się na mgliście rozumiany Wysoki Poziom zazwyczaj odnoszą mniej więcej taki efekt, jak znane wszystkim: „Jednakowoż piękną mamy dziś pogodę…”
Odnoszę wrażenie, iż sukces podrywczy w znacznej mierze opiera się na dobrej znajomości samego siebie. Trzeba, że tak Dukajem polecę, rozkminić swoją morfę. Istnieją panowie, którym z celebrowanymi manierami rodem z Kabaretu Starszych Panów jest niezmiernie do twarzy. Oraz tacy, od których półświadomie oczekuje się wzięcia za włosy tudzież łagodnego, lecz zdecydowanego dociśnięcia do najbliższej ściany. Niekoniecznie ma to wiele wspólnego z aparycją.
Jak żyję, nie podrywałam kobitki (wiele jeszcze przede mną) ale dedukuję, iż z drugiej strony wygląda to analogicznie.
Ale i tak nas wszystkich ocali poczucie humoru.
Wyobraźcie to sobie: Stoi dziewczyna w barze. Dziewczyna nasłuchała się na kursach o czarowaniu i dobrym guście. Gardzi tanimi sztuczkami płci jej właściwymi. Jest ponad dekolt głęboki, obcas strzelisty czy oko podmalowane. Chce, by mężczyzna dostrzegł w niej hojne serce i rączy intelekt. Podchodzi wesoły młody człowiek i zagaja:
– Fajne buty. Łykasz?
* Taki zajzajer jasnozielony, z lodem i wodorostami. Czy tak się to wymawia? Pytam, albowiem zetknęłam się z rozmaitymi wariantami i mam Mętlik. Ktokolwiek wie?
** Nie upadłam na nic, więc broń Teutatesie nie twierdzę, iż Zawsze i że Wszędzie. Jeno że Często. A Często to już jest powód do zmartwienia.
*** Tak, wiem. Dziś jest dzień dziwny.