Miał już czternaście albo piętnaście lat, gdy w ostatnim wagonie zatłoczonego metra osaczyła go banda dziewczyn. Osiem czy dziesięć dorodnych sztuk. Gabriel pamięta te rozradowane gęby i potężne, wyższe odeń o głowę ciała, blokujące mu każdą drogę ucieczki. Przez trwające całą wieczność dwadzieścia minut trasy obmacywały go wzrokiem, wymieniając bez krępacji dowcipne uwagi w rodzaju: „Ładny, no. Ale kutasa to na pewno ma krótkiego jeszcze.” „Weź się uśmiechnij, mała kurwo.” „Czego ryczysz, mała kurwo?” „Ja pierdolę, jaki śmieszny.”
Pozostali pasażerowie gorliwie studiowali własne sznurowadła.