Jak ja mam jej powiedzieć, żeby dla mnie schudła?
Nie chudnie się „dla kogoś.” Trwała zmiana masy ciała jest przedsięwzięciem tak angażującym i skomplikowanym, że ma szansę powieść się tylko i wyłącznie wtedy, gdy motywacja pochodzi z wnętrza. Partner, który daje nam do zrozumienia, że nasz wygląd mu przeszkadza, razi go albo brzydzi – to nie jest żadna motywacja. Rzekłabym, iż wręcz przeciwnie. Continue reading
Tag Archives: miłość
Poliamoria (5). Kiedy kogoś nie lubię
Tania jest irytująca. Zacznijmy od tego, że ja słucham rocka i metalu z przymieszką jazzu, a ona – jakichś folkowych fówien. (Wiadomo, że moja nuta jest najmojsza.) Zapuszcza te smuty przy każdej okazji. Co gorsza, Tania śpiewa. Z zamiłowaniem. Brzmi, jakby walcowano kota na zimno, ale jej to nie przeszkadza.
Continue reading
Jak sobie radzić z rozczarowaniem? (2). Konkluzja
Wiecie, to naprawdę nie od nas zależy, czy będziemy kochani. Czy opanujemy Kamasutrę i wciągniemy nosem wszystkie tomy Prousta. Czy staniemy na rzęsach w dostatecznie wdzięcznej pozycji; nie.
Jeśli ktoś nas chce, to chce nas z całym naszym bałaganem.
Continue reading
Poliamoria (4). Nieporozumienia i podróbki
Nie każdy, kto wprowadzi was w błąd musi kierować się podstępnymi zamiarami. Bywa, iż chęci ma dobre. Lecz co z tego, gdy nie potrafi odróżnić własnych pobożnych życzeń od rzeczywistości. Nikt nie zasługuje na to, by na samym początku drogi w Nowe wdepnąć w wielkie, wonne gówno.
Continue reading
Co to jest poliamoria (3). Zazdrość
Zazdrość to taka sama przyjemność jak puszczanie wódczanego pawia. Boli okropnie, wygląda obrzydliwie i zraża nam ludzi.
Wyzwolenie się od tego gada to zadanie na całe życie. A przejście w tryb poli wbrew pozorom w tym pomaga.
Co to jest poliamoria (2). Z czym to się je?
W poprzedniej audycji musnęliśmy kwestię tego, czym jest poliamoria. Dzisiaj będziemy wgryzać się w temat. A jest w co. Zagadnienie ma wydatny zadek.
Podstawą poliamorii jest proste i optymistyczne założenie, iż miłość się mnoży, kiedy się ją dzieli.
Continue reading
Co to jest poliamoria. Z pierwszej ręki
Szanowni, Szanowne oraz Dżendery, będzie coming out. Czyli wystawianie prywatności na pokaz, full frontal, po calaku. Kogo dywagacje nad cudzym życiem płciowym krępują/irytują/nudzą, tego serdecznie zapraszam do postu niżej.
Jestem poliamorystką. Brzmi dość dziwacznie i trudno to wymówić. Na co dzień używam więc formy skróconej – poli.
Jestem poli.
Continue reading
Mężczyźni, których kochałam
Z B. leczyłam się długo i boleśnie. Być może coś mi zadał, jak ujmowali rzecz bohaterowie Sienkiewicza. Pachniał nie jak człowiek, lecz jak stworzenie z pogańskich mitologii. Wrotycz i nasięźrał. Ślepia miał kpiące, czułe i tęskne (nie dla mnie.) Psychiczny woal – z gatunku niepenetrowalnych. Palił (co ja mam z tym paleniem!) świadomie efektownie, bez pośpiechu, delektując się każdym dymkiem. Siadałam mu na kolanach naga, z petem w zębach, a on nieśpiesznie przerzucał niekończącą się bibliotekę klasycznych metalowych kawałków. Uwielbiałam chłód jego rozsypanych włosów. Oraz gdy mi śpiewał.
Coś się kończy. Co za ulga.
Tuż po obiedzie polazłam do lodówki (like Wum does) i znalazłam w niej wielki kawał apetycznie przypieczonej wieprzowiny w ziołach.
– Czy ja mogę to zjeść?
– No nie wiem – zafrasował się J. – To mięcho przyniosła D. Wiesz, ta z firmy. Robiliśmy razem projekt, a potem ja robiłem ją. Nie jestem pewien, czy masz moralne prawo do tej pieczeni.
Ja (żując niefrasobliwie) – What did you say?
On (po dojrzałym namyśle): – W sumie to D. wypiła wino, którą przywiozła mi M. A co tam, żryj.
Co on ma na myśli, kiedy mówi, że…czyli zagubione w przekładzie
Nie wierzę w te wszystkie pierdoły rodem z pokupnej pop-psychology: że mężczyźni są z Marsa, zaś kobiety ze Snickersa. Że niby chłop to konkretne jest stworzenie, wicie, z natury małomówne i jak już paszczę otwiera, to w jakimś praktycznym celu. Zaś my, nieszczęsne nosicielki żeńskich gonad – świergolimy jak nakręcone od świtu do zmierzchu, o wszystkim i o niczym zgoła. Bez miłosierdzia i bez chwili przerwy. Po prostu aby myśleć, musimy jednocześnie kłapać różanymi usty. Nie. Nie. Zbyt wielu spotkałam panów tkniętych przez tzw. goniosłowomatyzm*, żeby dać wiarę tym prymitywnym rozróżnieniom.