Pani Jola z drugiego piętra wystawia na balkon odbiornik radiowy. Muzykalna jest kobieta. Nie chce obcować z rozkoszami dla ducha, dostarczanymi via Radio Rozpizd Mózgu samotnie. Niech i sąsiedzi posmakują! „Bo do tanga trzeba dwooo-jga” wspina się po oleistych falach rozgrzanego powietrza. Jakaż radość.
(tekst jest niepoprawny politycznie.)
Dobry wieczór. Dzisiaj w naszej audycji rozlegnie się ryk śledziennika.
Skowyt zrzędliwca. Lament jęczyduszy. Neurasteniczne wapory. (Czyż język ojczysty nie jest jak pudełko czekoladek? Nie to, które miał na myśli Forrest Gump – ale takie porządne, z opisami łakoci na wewnętrznej wkładce.)
Tym śledziennikiem jestem ja. Nie znoszę lata. Nie przepadam również za ludźmi w dużych ilościach, a latem mi się pogarsza.
Nie wybrałam sobie miejsca, w którym żyję. Trafiło mi się. Mieszkam na osiedlu zamkniętym. Ktoś uznał za stosowne ogrodzenie tego kompleksu nijakich białych pudeł, wzniesionych po partacku z najtańszych materiałów – wysokim płotem. Płot wygląda poważnie, sugeruje Luksus. Ma dwie furtki, północną i południową. Dostępu do naszej Enklawy Luksusu broni domofon, szczerzący się groźniej niźli pies amstaff – bo dziesięciocyfrowym kodem.
Na zdrowy rozum nikt pijany nie powinien mieć tu szans dostać się do domu.
Osiedle rozplanowano w duchu światłej idei „naćkajmy jak cię mogę, toż każdy metr kwadratowy wart jest Piniondz.” W efekcie zamiast przestrzeni za oknem mam studniowate podwórze, wąskie niczym kiszka stolcowa zaskrońca. Pod wąskim paskiem nieba powiewają na sznurze kalesony pana Zenka z naprzeciwka. Pan Zenek rzadko nosi kalesony. Na swym balkonie regularnie pojawia się w samych majtach.
Owa śmiechu warta imitacja podwórka powstała, by wozy* autochtonów miały gdzie parkować. Miejscowi nie całkiem widać skumali cel przedsięwzięcia, gdyż regularnie wpuszczają do kiszki swoje dzieci.
Podobno mamy w Polsce niż demograficzny. Ale nie tutaj. Nie u nas. Na moim osiedlu ciężarne mijają się w wąskiej furtce, zupełnie jak na rysunku Mleczki. W moim budynku miała powstać winda, lecz rozmnożeni rozpierdolili w miejscu szybu windowego wózeczki, rowerki, sanki, inne badziewie i inicjatywa sklęsła. Przy trzydziestu stopniach, gdy mózg przypomina jajo sadzone a kalesony pana Zenka zdają się filować w upale – z dziesięciu okien dobiega szparki wrzask niemowlęcia. Oczywistym jest, że ja mojego okna nie mogę zamknąć. W kiszce poniżej odrośnięte od ziemi malce ochoczo kopią blaszane puszki, dla niewinnej uciechy upuszczają na beton przedmioty szklane i inne brzękliwe. Rozkoszne maleństwa trąbią też na wuwuzelach (kto wynalazł to kurestwo – dawajcie go sam!) tudzież drą kapcia. Intensywnie i ze szczerą frajdą.
Pani Jola z drugiego piętra wystawia na balkon odbiornik radiowy. Muzykalna jest kobieta. Nie chce obcować z rozkoszami dla ducha, dostarczanymi via Radio Rozpizd Mózgu samotnie. Niech i sąsiedzi posmakują! „Bo do tanga trzeba dwooo-jga” wspina się po oleistych falach rozgrzanego powietrza. Jakaż radość.
Mieszkałam kiedyś z mężczyzną, który posiadał zestaw audiofilskich kolumn. Sympatyczne inicjatywy sąsiedzkie dusił w zarodku. Wystarczyło uczęstować osiedle którymkolwiek numerem Lamb of God i radio cichło jakby spłoszone. Rozeszły się nasze drogi (moja i tego mężczyzny). Więc nie mam w domu choćby najmarniejszego głośnika. Nigdy nie dbałam o takie bajery.
Radio Rozpizd Mózgu serwuje nie tylko najlepsze polskie przeboje!!! ale i reklamy. Energiczny głos męski zachęca do nabycia czopków. Wąskie podwórko odpowiada echem. Mam już nawet myśl, gdzie bym temu spikeru czopek wsadziła, jakbym go dopadła.
Najciekawiej jest nocą. Sen nocy letniej to czas, gdy poznajemy przekrój społeczeństwa od spodu. Za dnia sąsiedzi moi byli tylko ludźmi, którzy mają dzieci (przeważnie mają ich zbyt dużo.) W nocy ujawniają się miłośnicy fiesty. Na co trzecim balkonie rozkwita impreza. Z okien bucha dup-dup znacznie potężniejsze, niźli hity popołudniowego radia. Przez osiedle niesie się stadny poryk męski, zapodający coś na motywach: POLSKAAAA!!! lub też: KURWAAA!!! Od czasu do czasu niczym karaś mimo ławicy przepływa wiązanka indywidualna, scenicznym półgłosem ciśnięta w chłonny mrok podwórza. Echo mamy tutaj jak trza.
Na balkonach dresiwo ochryple drze mordy. Samice odpowiadają huraganowym rzekotem. Drzwi od samochodów* z tajemniczych przyczyn trzaskają. Gromowo, jakby bóg starotestamentowy się gniewał. Kiedyś o trzeciej rano wyrwał mnie ze snu taki huk, zaś tuż po nim – rozbryzg buraczanego śmiechu.
Co fakt, to fakt: trudno rżnąć się na cichca. Kto próbował ten zaświadczy, po cichu to nie to samo. Nieodmiennie zdumiewa mnie, jak wiele decybeli pochłania samo zmierzanie do tego zbożnego celu.
Latem na moim osiedlu w dzień nie da się pracować, w nocy zaś spać. Dlatego czekam, aż sczezną upały. Niebo zasnuje się chmurami, nadejdą mżawki, wreszcie przymrozki i ludność wpełźnie z powrotem do swych M, seriale oglądać.
O przepraszam, nie cała. Pan Zenek fundnął sobie plazmę na pół ściany. Pośród nocy prostokąt światła mży widmowo przez cienką firankę. Facet ma sprecyzowane zainteresowania. Ogląda wyłącznie porno.
* Każdy prawdziwy Polak musi mieć samochód.
„szparki wrzask” –> Grammar Nazi mode on:
http://sjp.pwn.pl/slownik/2527009/szparki
Może chodziło Ci o „dziarski wrzask”?
He he, moja dawna znajoma z W-wy kiedyś marzyła, żeby się przeprowadzić na grodzone osiedle, bo wyobrażała sobie, że „wtedy jak ktoś będzie hałasował, to będzie mogła wezwać policję” (nie wiem, czemu nie mogła jej wezwać mieszkając w mokotowskim bloku).
zmieniłamksywkę, zdecydowanie chodziło mi o szparki wrzask. Tak w znaczeniu „żwawy”, jak i „popędliwy.”
Policję. Har har har.
Kochana Nino, toż Ty opisałaś moje podwarszawskie osiedle! Sąsiedzi popatrują nieufnie na bezdzietną parę, łatwiej byłoby przejść niezauważonym nie mając ręki czy nogi, ale brak dziecka widać od razu i jest nie do wybaczenia. No i GRILLE, u nas jeszcze jest jedno wielkie grillowanie, w ogródkach i na balkonach. Upojna woń kiełbasy i karkówki, wkradająca się przez otwarte okna, kiedy przebudzasz się rano na kacu…- BEZCENNA.
Pozdrawiam Cię, Kochana, i utożsamiam się z każdym słowem, które napisałaś.
A., u mnie grilli niet. Z czego wnioskuję, że zawsze może być trochę gorzej. Ściskam współofiarę osiedlowej traumy.
Czy wspominałem Ci, że Cię uwielbiam? 🙂
#zagranico w Amsterdamie też się takie rzeczy zdarzają, ale… inaczej. Na przykład meczy Holandii nie musiałem oglądać, bo po odgłosach wiedziałem, która drużyna kiedy strzelała gole. Mojego sąsiada z góry nie lubię, bo kupił sobie system stereo z nadmiarem basów, a pracuje na zmiany, więc nawet nie mogę mu kazać się zamknąć — bo o godzinie np. ósmej rano już wolno słuchać muzyki (ulubiony gatunek: bums bums bumtralala). Ale najgłośniejsi są na szczęście turyści, których w mojej części miasta nie ma — za daleko.
Współczuję osobom mieszkającym w centrum, gdzie właściwie non-stop przewalają się wieczory kawalerskie, w szczególności te złożone z Anglików. Gaz i Baz imprezujo i nikt im nie zabroni!!! Co z tego, że jest środowa noc? Bawimy się kurwa!!! Pan się bawi i pani się bawi! Kiedy mieszkałem w dzielnicy czerwonych latarni w świeżo wybudowanym bloku przez pierwszy tydzień nie rozumiałem, czemu budynek jest zrobiony z żelazobetonu i ma ciężkie, metalowe, grube drzwi, ale pewnego dnia wyszedłem późno wieczorem ze śmieciami i nagle odkryłem różnicę między poziomem dźwięku na zewnątrz i wewnątrz.
Ściskam i życzę, żeby pani Joli zepsuło się radio, a panu Zenkowi plazma :-*
Ray, ja Ciebie też. 🙂
Pan Zenek jest w pytkę – ogląda sprośności na słuchawkach. Wzorowy mieszkaniec.
Grille to ZUO. Nie mieszkam w bloku, ale to nic – grillów ci na osiedlu dostatek, a jedna z sąsiedzkich rodzin w ogóle przez kilka lat od maja do września żywiła się wyłącznie pieczonym na ruszcie ścierwem. To, co się snuło z ich ogródka w letnie miesiące, to nie był „zapach karkówki”, tylko ciężki swąd palonego tłuszczu, przywodzący na myśl oświęcimskie piece. Na szczęście ostatnio jakoś im przeszło, może już wszyscy umarli (spalony tłuszcz jest rakotwórczy).
„może już wszyscy umarli” – sąsiedzka empatia at its finest. Jak ja to znam 😀
Jakjasięcieszę czasami, że mieszkam w solidnym mrówkowcu na piętrze ósmym. Ściany grube, więc nawet umc umc (zdarza się) dochodzi rozcieńczone. Jedny problem to sunsiad z klatki obok, który se musiał nowe puszki rozdzielcze wyciąć w ścianie i tak je wyciął, że jeszcze trochę a wycinałby je w mojej ścianie po drugiej stronie pokoju. Teraz akurat u niego słyszę każde kaszlnięcie. Za to oni muszą słuchać duetu Ri & Rin jak się biją o zabawki (lub o to które zajmuje więcej kanapy)
Dzieci na tej wysokości nie przeszkadzają w ogóle, ale może jestem uodpornione. Albo wspomniana brygada R&R zagłusza….
Grilować nikt nie griluje. Za to sunsiad z góry popalał i strząsał popiół na balkon. Na szczęście łagodny i kulturalny opieprz (serio, bez cienia ironii) przywrócił mu moralny pion.
Everything is awesome, dopóki winda nie siądzie. Na szczęście na ogół nie siada na długo. Chyba że menele zarąbią układ sterujący. Albo dresy podpalą windę. Na szczęście były to zdarzenia jednostkowe, ale hurtem zapewniały po tygodniu biegania na to cholerne ósme…
Za to mam hejt na psy. Zwłaszcza w lutym i na początku marca.
Mieszkam w bloku, jednym jedynym w okolicy, tuż na skraju lasu, ale co Ci powiem, to Ci powiem: znam wszystkie wyżej wymienione atrakcje. Myślałam, że u mnie to rzecz normalna, prowincjonalna dzicz, poPRL-owski cud architektury. Ale widzę, że w stolycy podobnie. Matko kochana, toż na takich strzeżonych osiedlach kwiat narodu mieszka, obecna i przyszła inteligencja mieszkania nabywa. Widzę że wszyscy jednak mieszkamy w małej wiosce i jej folklor kultywujemy…
Kiedyś przez rok mieszkałam tuż obok szpitala, gdzie było lądowisko dla helikopterów medycznych. Helikoptery lądowały i startowały o wszystkich porach dnia i nocy, z tym swoim budzącym atawistyczny lęk bach-bach-bach śmigieł, które silnie kojarzy mi się z filmami wojennymi. Ale dresiwo drące mordy jest zdecydowanie gorsze, bardzo współczuję!
Za to wpis genialny. Piękny xD „Samice odpowiadają chóralnym rzekotem” [klaszcze]
Och, helikoptery. Nie zasnęłabym wcale. Za dużo się naoglądałam kinematografii wojennej.
A ja lubię lato z tymi wszystkimi atrakcjami 🙂 Jak wyszłam dwa dni temu wieczorem na osiedle i poczułam zapach grilla, pomyślałam „Wreszcie pachnie latem!”
Twardzielka. 🙂
Pingback: Nie lubię zimy | Nina Wum