Najlepsza randka.

To jest Kirby. Zjada Rzeczy.

To jest Kirby. Zjada Rzeczy.

Celowo nie używam słowa „idealna”, bowiem odstręcza mnie ono równie mocno, co spodnie z kantem. Jest zimne, oschłe, ogólnie niesympatyczne. Nadaje się do – ja wiem – opisywania osiągów maszyn, nie do ludzi.

Gdyby jakiś organ prasowy uznał za stosowne przydybać mnie z mikrofonem i tkając obły obiekt w twarz, zadać pytanie:
– Wumie, jaka jest twoim zdaniem najlepsza randka?
Odpowiem tak: ależ to proste, drogi Organie. Najlepsza randka Wuma* składać się musi z kilku sprawdzonych, a zacnych ingrediencyj.

– wykwintna kuchnia (burger tak soczysty, że wciąż muczy, ugarnirowany majonezem, zaś wielki po zbóju);
– szykowna kreacja (on miał na sobie portki i koszulkę z napisem Straszny Zespół (TM), ja – portki, przydługą kieckę bez napisu, tudzież około pół kilo biżuterii sztucznej);
– porozumienie ciał (duh);
– porozumienie dusz. W roli duchowego lepiszcza wystąpiły kolejno filmy: „Blues Brothers”, „Powrót Draculi” z wytwórni Hammer (piękny, młody, powłóczysty Christopher Lee z czerwonymi ślepiami, cóż więcej mogę rzec?) oraz autentyczna konsola Nintendo, na której graliśmy w Kirby. Kirby trochę przypomina mnie. Jest krągły, różowy, niewielki, na oko niegroźny, ale też nie ma w całym wszechświecie obiektu, którego by nie potrafił wchłonąć.

Na pożegnanie dostałam czekoladowy sos do naleśników. Cały słoik. Pochodzi z Marksa&Engelsa; jest taki bardziej fancy, czyli niekapliwy. Zwycięża z kwiatami w każdej konkurencji. A to dlatego, mili moi, że kwiatów nie można zjeść.

* Jeśli nie jesteście Wumem, rezultaty Mogą Się Różnić.

11 thoughts on “Najlepsza randka.

  1. To cudne, jak bardzo ludzie są różni! Najpiękniejsza randka w moim życiu – kilkugodzinny spacer po polach w łagodnie grzejącym jesiennym słońcu. (Spacerów w pola było multum, ten konkretny zapamiętałam dlatego, że był najdłuższy i najbardziej sielski. Teraz przez tamte tereny ciągnie się obwodnica warszawska…)

  2. Czy wiesz, że jestem już tak skapcaniałym staruszkiem, że nie mogę sobie przypomnieć najlepszej randki, a kiedy próbuję, widzę ślub?

    Teraz nie mogę zdecydować, czy to dobrze, źle czy bez znaczenia.

    Natomiast wizja „powłóczystego Christophera Lee” wywołuje we mnie skojarzenie z istotą bez kręgosłupa, poruszającą się bez dotykania łagodnie się kołyszącymi kończynami podłogi. Moja wizualna wyobraźnia kiedyś mnie zabije.

    • On powłóczył Peleryną. Tudzież Trzepotał nią. 😀
      (Ślub wyczerpuje znamiona najlepszej z randek, tak myślę. W końcu mówimy tu o pełnym sukcesie.)

  3. Na najlepszej randce ma być Gadanie i Karmienie. Może też być film, bo po filmie można się z kimś podyskutować i sprawdzić, co ma w łebku oprócz perspektywy rozpustki.
    Mogą też być sporty, bo je kocham – byle nie rowerowe. Rower to przedwieczne plugawe zło, wrzynające się w części wesołe. Człowiek wyciągający mnie na wycieczkę rowerową startuje z poziomu minus ośmiuset punktów. Może je odrobić idąc ze mną na strzelnicę.

    • Lisełku, wiem, że to jest rada z gatunku „easier said than done” – ale mnie osobiście bardzo pomogło zaprzestanie Starań. Nie stroję się zanadto, nie snuję żadnych wyobrażeń na temat przebiegu wieczoru. Wychodzę z domu z założeniem, że jak będzie kijowo, to zaraz do tego domu wrócę i zapomnę o sprawie. W najgorszym razie zyskam zabawną dykteryjkę, którą można rozśmieszyć znajomych. W najlepszym – wszystko pójdzie dobrze; na luzie znacznie o to łatwiej.

      • Podejrzewam, że masz rację – kluczowym psujem nastroju jest staranie. U mnie dochodzi fakt, że teraz to już randka jest z mężem. Jak będzie kijowo, to wrócę z NIM do domu. A chciałoby się, żeby było jakoś tak ładnie… smacznie, trochę erotycznie, trochę zabawnie…

        • Ech, tu nie potrafię doradzić – z eks-mężem nie randkowaliśmy, zwyczajnie szliśmy gdzieś razem (do kina, potańczyć, na jadło.) Bez przesadnej spiny. Może tak?…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *