Mamy kota. * Tzn. G. go ma. Ale podejrzewam, że opchnęli mu kozę. Konsumuje równo: moje sznurowadła, jego wkładki ortopedyczne, stare, wywleczone z kosza kości z kurczaka, tort migdałowy (musiałam się opędzać łyżką), moje włosy i folijki po parówce.
Jest plamiasta plamami we wszystkie możliwe barwy, jakie może przybrać kot (koza też.) Formalnie zwie się Stokrotka, lecz mówimy do niej „baryło.”
Tzn. ja mówię. G. woli pieszczotliwe „ty głupi kocie.”
Stokrotka zaczęła swoją karierę zwierzątka domowego jako mokry sen tych dżentelmenów, co gustują w przypinanych uszkach i ogonkach: nieletnia, odmóżdżona, długa i cienka w kłębie. Jak sznurówka. Transformacja ze sznurówki w baryłę przebiegła tak bezszelestnie, że nawet my byliśmy zdziwieni. Pro tip: po usunięciu z kota części rozrywkowych rzeczony kot zaczyna Żreć. Nie wiem, czy robi to, by skompensować sobie rozkosze, jakich nigdy nie doznał – czy też z nudów czystych. Faktem jest, iż dopóki Stokrotka regularnie wykonywała na podłodze Taniec Siedmiu Zasłon, akompaniując sobie przerażającym skomleniem („Chłoooopa!” – serio, nawet ja się tak nie zachowuję) – była chudziutka. Teraz po prostu…jest.
Każdorazowe podniesienie jej sprawia, że mój kręgosłup wydaje z siebie ciche „’mać.” Rzeczony kręgosłup jest wybredny i drażliwy jak brytyjski arystokrata na wakacjach, lecz. To w końcu kot, nie dinozaur. Choć tupie jak te takie zielone, co ścigały te dzieci po tej kuchni (ktoś tu jeszcze pamięta ten film?)
Podnosić baryłę trzeba często. Baryła występuje na powierzchniach, na których jako żywo pojawiać się nie powinna. Jak to: stos świeżo upranych dżinsów. Nieskalane, dopiero co nawleczone prześcieradło. Twoja twarz. To ostatnie zwłaszcza po tym, jak odbyła długą, owocną sesję w kuwecie. Baryła ma dobre chęci, lecz łatwo ulega rozproszeniu uwagi. W efekcie módl się**, by figlarnie nie wepchnęła ci swego wonnego anusa w oko, jak to koty mają w zwyczaju.

Tu z Parmezanem. Koty to takie pełne gracji zwierzęta.
Na jej obronę powiedzieć mogę tyle: dziewczyna zupełnie nie zdaje sobie sprawy, jaki ma wielki zad. Zdarza jej się przeciskać między ścianą a monitorem – tam nie zmieściłaby się co większa jaszczurka. Wpełzać pod szafę – widok jest bezcenny, mówię wam, to nakrapiane dupsko, sterczące tylne odnóża i ogon jak lewarek – by następnie nie móc spod tej szafy wyjść. Regularnie ósemkuje pod nogami człowieka piastującego jakąkolwiek strawę. Potknięcie się o Stokrotkę, nadepnięcie Stokrotki lub też zderzenie się ze Stokrotką, gdy niosłam, dajmy na to, dwa litry wrzącej herbaty w dzbanku*** – zdarzyło się niezliczoną ilość razy.
Aha – nie warto się przy niej schylać. Nie wiedziałam tego na początku, gdy w spokojności ducha jęłam nakładać but. G. wydał z siebie rozgłośne „Stokroć, nieeeee!” a ja poczułam, że na karku z ciężkim plaśnięciem siadło mi coś futrzanego. Coś futrzanego wbiło cztery komplety przyssawek, odbiło się z wdziękiem – i wylądowało na regale.
Tym właśnie jesteśmy w oczach Baryły; ruchomym stołkiem. Lecz kochamy ją ogromnie. Primo, bez nas nie przetrwałaby kwadransa. Secundo – ona aportuje.
Czy kozy aportują? Anyway, rzuć Baryle coś okrągłego, a pustego w środku (ta plastikowa taśma, którą zrywa się z dziewiczej butelki mineralnej pasuje idealnie), a ona z gruszkowatego nieogaru zmieni się w czujnego a pojętnego Łowcę. Pobieży, odnajdzie fanta, choćby miała go pół godziny ze szpary w podłodze wyskubywać – i rzuci do twych stóp, dumna z siebie jak Conan.
No, trochę popłynęłam z tą pojętnością. Stary jak matka ziemia trik (wykonujemy pusty zamach, a pupil i tak biegnie) na nią działa. Co prawda na większość znanych mi psów też.
Zrzuciła i potłukła niezliczone talerze, talerzyki, miseczki, w skrajnych przypadkach – kasetę do makijażu. Zupełnie nie zna koncepcji przestrzeni osobistej. Jeśli zostawisz drzwi uchylone, nieważne, dokąd – ona w nie wlizie. Zaprawdę ciężko się oddaje mocz, gdy puchaty, dropiaty stfur z entuzjazmem kolonizuje twe kolana. Hasło ”wygoń Stokroć” jest u nas w regularnym użyciu. Jako i „wygoniłaś Stokroć?”, „gdzie jest Stokroć?” i czułe „kretynko ty.”
Pozostałe koty rozumieją, że gromkie „won!” oznacza właśnie won i wycofują się pośpiesznie. Stokrotka będzie beztrosko żuła tę wkładkę ortopedyczną, póki jej jej nie wyrwiesz.
Pozostałe koty reagują na swoje imię. Stokrotka patrzy pustym wzrokiem.
Nauczyłam się od niej wiele. No dobra, nauczyłam się jednego. Żeby nie brać na ręce, bo zupełnie nie rozumie koncepcji. Mam wzdłuż piersi łabędziej taką szramę, że kiedyś ktoś spytał, mocno poruszony: „To od BDSM?”
Karmel i Parmezan to duże, nalane byki. Obaj się jej boją. Pierze ich po pyskach jak chce, a chłopaki przymykają ślepia i cierpią z godnością.
Fun fact: Stokrotka nie mruczy, ale mriauczy. Najprecyzyjniejszym określeniem wydaje się tu być „gruchanie.”
Kochamy ją.

Wiem, że to nie są najlepsze zdjęcia, ale potrzebowałam akurat dzisiaj napisać o czymś wesołym.
- * Mamy trzy.
- ** Figura retorica. I tak wepchnie.
- *** Nikt nie ucierpiał.
Gerda też aportuje, tylko gumki do włosów (a Dundersztyc jej kradnie i potem spławia w wodzie pitnej), i grucha! Tylko akurat jest puchata i mała.
O, jak fajnie ze jestes 🙂
Dlatego wlasnie nie chce kota mim, ze mnie kusi. To lazenie po wszystkich meblach, szczegolnie stole i blacie w kuchni… Szkoda. Fajnie byloby miec takiego cieplego futrzaka.
Co do zarcia, to mam tak samo jak ona… 🙁
Oj tam, blaty. Po jakimś czasie kocie kłaki zaczyna się wyciągać odruchowo. To jak z pociągami – mieszkasz przy torach, jedzie towarowy, zupa wychlapuje się z talerzy, goście obecni na obiedzie panicznie trzymają się krzeseł, a ty pytasz: „Pociąg? Jaki pociąg?”. 😉 A co do reagowania na imię… hmmm. Ostatecznie i tak każdy kot, prędzej czy później kończy z imieniem „Jakcięzarazkopnęwdupsko!” To jest Jedyne Prawdziwe Miano. 😉
My też mamy kozę. Miała być psem, ale z pyszczka podobna zupełnie do nikogo. Nazywa się Niewolno, Niegryź, Zostawto, ale czasami mówimy do niej Łatka. Jest wielka jak brzoza, głupia jak koza, głupia jak but i słodka jak miód.
Mam właśnie tymczasa, który poluje na piłki ping-pongowe, a potem, podobnie jak zwierzę kogś wyżej, spławia je w wodzie pitnej. Kot usiłujący wyjąć piłkę miski wody to zagrożenie powodziowe. I najbardziej frajerski widok na świecie.
Polecam piłki kociarzom, sporo radości.