Inni ludzie mają w życiu łatwiej.
To tak ładnie spływa z języka – kadencją, jak legendarna (niektórzy by powiedzieli; kultowa, choć kultowy może być już i fryzjer, i hamburger, ja pierdzielę) Lo-lee-ta pana Nabokova. Inni ludzie. Mają. W życiu. Łatwiej.
Rodzice Tekli byli panią profesor i panem profesorem. Rodzice Matyldy – elektrykiem i żoną jego, pozbawioną przychodu. Żadna z dziewczyn nie zaznała puchu; obie o miłości uczyły się z filmów ze wzruszającą ścieżką dźwiękową. Tekla miała biblioteczkę, lecz także ojca, który za oceny poniżej czwórki bił po twarzy. Wierzchem dłoni, żeby nie robiły się sińce. Ojciec Tekli był człowiekiem ambitnym.
Matylda nie miała biblioteczki. Po prawdzie nie miała nawet porządnego biurka. Przesiedziała osiem klas podstawówki i trzy licealne przy tym samym kulejącym grzmocie z płyty pilśniowej. Nikt jej nigdy nie uderzył. A kiedy ojciec raz wypił za dużo i spróbował, to matka spojrzała nań i powiedziała groźnie: – Ażeby ci ręka uschła. I ojciec Matyldy tę rękę opuścił.
Jerzy nie urósł. W podstawówce był jeszcze po prostu jednym z tych niższych. W szkole średniej jasnym się stało, że natura położyła na nim krzyżyk. Drobnokościsty jak młoda kotka, z wysokim, niepoważnym głosem, na dziewczyny mógł sobie tylko popatrzeć. One wszystkie kochały Michała o kwadratowej szczęce krytej złotym puchem.
Michał miał szesnaście lat i metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, gdy zrozumiał, że wcale nie cieszy go koszykówka. Tak naprawdę chciał po prostu być blisko Szczepana, który kosza uwielbiał. Szczepan miał wielki łeb i wyraźny biceps. Śmiał się głośno i bezczelnie brał z życia to, co mu się podobało. Pójdziesz z nami, tyka, na ciebie to lachony lecą, mawiał poufale do Michała. I Michał szedł. Wysiadywał z chłopakami, spóźniał się na kolację i zaniżał sobie średnią. Wieczorami myślał o tym, jaki Szczepan jest piękny. Oraz, że to wszystko jest raczej bezsensowne.
Jerzy po studiach miał już dosyć – dowcipnych sugestii i pogardy. Emigrował. Pracuje w Dolinie Krzemowej.
Joanna szukała miłości. Pierwszy mąż, chuchro szarobure, nie rozumiał, czemu dorosła kobieta regularnie zamyka się w pokoju, składa papierowe żurawie i nie odbiera telefonów. Dlaczego płacze. Ale nie pytał. Donosił kanapki.
Wdzięczność bywa na dłuższą metę bardzo męcząca. Gdy Joanna poznała Adriana, poczuła się, jakby trafiła ją kometa. Adrian był jak astronauta w filmach; postawny, wyrazisty, hojny słowem i gestem. Świat ściągał przed Adrianem majteczki. Adrian bardzo dużo zarabiał.
Jeden rozwód i kolejny ślub później Joanna nie znajduje pociechy nawet w tych żurawiach. Mąż regularnie zdradza ją z laptopem.
Natalia była pięknością. Kiedy ją pierwszy raz zobaczyłam, aż mi dech zaparło. Smukła, bladoskóra, jaśniała w tłumie studentów jak flara. Miała ogromne oczy i krucze loki, wijące się miękko niczym u księżniczek na starych obrazach. Muszę być naprawdę cholernie heteroseksualna, bo zapragnęłam tylko ubrać ją w białe koronki i kazać deklamować Czechowa.
Wszystkie wykłady miałyśmy razem, a ona bardzo lubiła się zwierzać.
– Bo wiesz, w sumie to ja z Konradem jeszcze nigdy – powiedziała Natalia. Musiałam zrobić jedną ze swoich wumich min, bo dodała szybciutko: – No a jesteśmy razem, wiesz, już te sześć lat.
– I co on na to? – przyznaję, trochę mnie przytkało.
Natalia westchnęła, bardzo cicho. – No właśnie nic. Nawet nie próbuje.
Semestr później narzeczony Natalii został byłym narzeczonym Natalii. Gdzieś na mieście poznał Ewelinę. Z którą owszem, spróbował nader chętnie.
Inni ludzie mają w życiu łatwiej. Inni ludzie mają w życiu. Ślepego farta, niezasłużone nieszczęście, łatwy start albo dla odmiany, zawsze wiatr w oczy i tysiąc ukrytych blizn. Paradoksy, coś za coś, pakty z diabłem, które podpisali w niewiedzy.
Innym ludziom los wykręca takie numery, że ty i ja nawet nie znamy kierunkowego.
Inni ludzie mają.
Co masz ty?
Banałem polecę, Wumie, choć to myśl będzie mądra ale jednak banalna…
Otóż – nie należy się na tych onych innych oglądać!
(taaa-daaam!)
A poważniej. Ludzie mogą mieć w życiu bardzo różnie. Jednemu się może układać a drugiemu zupełnie nie a okaże się, że ten drugi przez to życie idzie szczęśliwszy. Dlaczego? Ma pogodę ducha, pozytywnie patrzy na świat, w pustej szklance doszukuje się części choć trochę napełnionej.
Mnie, jako raczej optymistę, strasznie ten pesymizm w otoczeniu męczy. Pesymizm, oglądanie się na innych, narzekactwo, szukanie czegoś nowego itp.
Dokladnie. Nie nalezy.
Nino, masz cudny szalik 🙂
Dziękuję. 🙂 Od kiedy odkryłam, że szalikom można pozszywać końce – miłuję tę część garderoby uczuciem gwałtownym a nierozsądnym.
Ja wole jak sie majta. Ale kazdemu wedlug potrzeb 🙂
Ja mam bardzo łasny nosek!
ŁaDny. Ale łasny, jako połączenie ładnego i własnego też może być.
Dziękuję za ten głos z sali. 😀
Bardzo fajnie napisany i mądry wpis. I rzeczywiście – śliczny szalik!
1. Zdjecia z drugiej strony balkonu – bdb.
2. Kompozycja stroju – bdb. Akurat wybralas moje ulubione kolory, a tobie pasuja idealnie 🙂
3. „Co masz ty”. Mhm…. mam wylane na większą część otaczającej mnie rzeczywistości. Z jednym wyjątkiem. Chciałabym już móc przestac pracowac, bo jestem zmęczona. Ale żeby niekoniecznie było to niepracowanie połączone z żebraniem na ulicy….
Gdzieś w jakimś domu szacowna matka trójki dzieci zazdrości mi wydanej książki i uważa za biaczę kariery, a ja jej zazdroszczę okazji założenia rodziny przed trzydziestką i zdrowego układu reprodukcyjnego.
Problemem jest to, że większość ludzi zazwyczaj widzi tylko wierzchołek góry lodowej – nie widzą poświęcenia, które ktoś wycierpiał, albo tego, jak wygląda u niego w domu, gdy zamykają się drzwi. A krytykować jest tak pięknie łatwo – nie idźmy tą drogą ;D
A ja Cię za pierścionki pochwalę. Lśnią. O!