Płetwa grzbietowa.

Muszę przestać cykać sobie fotki po tej stronie balkonu, bo łupiące w oczy słońce sprawia, że wyglądam, jakbym zjadła cytrynę.

Muszę przestać cykać sobie fotki po tej stronie balkonu, bo łupiące w oczy słońce sprawia, że wyglądam, jakbym zjadła cytrynę.

Piękno jest w oku patrzącego.

Długo, och, jak długo się tego uczyłam. Byłam straszliwie przemądrzałą małolatą. Apodyktycznym rewolwerowcem, strzelającym opiniami na prawo i lewo. Gdy widziałam na ulicy kobietę np. z grubymi dredami po pas, przed oczyma duszy mojej wyświetlała się wielka plansza: JAK MOŻNA TAK ZMARNOWAĆ TYLE DOBRYCH WŁOSÓW?
Krytycznie ziorałam na współpasażerów komunikacji miejskiej, w duchu robiąc im makeover. Ziomuś, skarpety podciągnięte pod kolana nie oddają sprawiedliwości twym wyrzeźbionym łydom, myślałam. Kobieto, masz na sobie sześć różnych kolorów, z których żaden nie pasuje do reszty ansamblu, myślałam. Ma foi! A ty tam, pod oknem, idź i zetrzyj z ust to różowe gówno. Toż ewidentnie jesteś czystą wiosną. Powinnaś malować się na koralowo!

Tak. Byłam jedną z tych gówniar, co „mają swoje zdanie.” Wywracają oczami na myśl o cudzym kolczyku w języku (mnie nikt go nie proponował, jako żywo.) We wczesnych latach dwudziestych spotykałam się z chłopakiem o podobnej mentalności. On darł łacha z obwieszonych krzyżami, pulchnych gotek. A ja przytakiwałam.

Na własną obronę mam tylko tyle: nigdy nie dałam swym faszyn-faszystowskim poglądzikom wyrazu tak, by ofiara usłyszała. Oraz: kiedy ma się bukiet kompleksów, takie są właśnie objawy.

Najśmieszniejsze, że dziś sama bywam (albowiem umówmy się, casual ze mnie) pulchną gotką.* Tłumiona przez dekadę skłonność do mrocznego kiczu wzięła górę i co mi zrobicie?

Dziś kompleksów już nie mam. Nadal jestem dość przemądrzała (kto mnie czyta regularnie, ten wie.) Lecz nie cierpię na estetyczny najmojszyzm. Wciąż mam sprecyzowane poglądy, ale nie rozciągam ich na całość populacji. Tak, drodzy, jest nadzieja. Z przekonania, iż istnieje jeden właściwy gust, ten nasz własny – w końcu się wyrasta.

Jeszcze nie wyrosłam całkiem. Napisałam jakiś czas temu paszkwil na hipsterską modę męską i trochę mi wstyd.**

Ale do rzeczy. Skoro już wiemy, że nie to ładne, co ładne, lecz co się komu podoba. Truizm nr 1: Każdemu podoba się zupełnie coś innego. Stopień rozstrzelenia gustów ludzkich bywa zdumiewający.

Rzecz nie dotyczy tylko mody (cóż bardziej kapryśnego od mód), ale i naszych ciał. Spora pula społeczeństwa chce być jakoś tam atrakcyjna. (Wiem, że ja np. chcę.)  Jednych motywuje zwykła próżność, inni zwyczajnie chcą być ponętni dla płci przeciwnej. Fair enough. Nie mam pojęcia, co jest uznawane za atrakcyjne wśród osób preferujących płeć własną/nie uznających płciowych kategorii, więc nie będę wróżyć z fusów. Skupię się na tym, co znam.

Truizm nr. 2: Hetero kobitka często uznaje za atrakcyjne ZUPEŁNIE CO INNEGO, niż hetero facet. Tudzież vice versa.

Aha: nie ma, że „wszyscy” i że „zawsze.” Mówię tu o pewnym uderzającym mnie zjawisku, nie o jakiejś Uniwersalnej Prawdzie.

Banał, prawdaż.  A wiecie, jak mnie to zaskoczyło?

Rozdział, w którym Wum robi dziwne rzeczy z rękami. Wisiorek z pirytami przerobiłam z jakiejś marnizny z Reserved i jestem z niego b. dumna.

Rozdział, w którym Wum robi dziwne rzeczy z rękami. Wisiorek z pirytami przerobiłam z jakiejś marnizny z Reserved i jestem z niego b. dumna.

Do napisania tekstu zainspirował mnie znajomy z feja (pozdrawiam Cię, P.) Wrzucił on na swego walla filmik z jakimś niezmiernie umięśnionym dżentelmenem, raźno machającym wielko sztango. Kolega napisał mniej więcej tak: „dajcie mi tysiąc godzin treningu i też taki będę.”

Wiecie – widziałam zdjęcie kolegi bez koszulki i on naprawdę nie potrzebuje tysiąca godzin treningu. Zaryzykowałabym twierdzenie, że nie potrzebuje treningu żadnego, gdyż Dobrze Jest.

Facet od sztangi mnie akurat wydał się okropny. Żylasty, odwodniony jak sucha krakowska. Paskudztwo. A przecież wiem, iż spędził ten tysiąc morderczych godzin, by wyglądać właśnie tak. Wylał cysternę potu. Wniosek: on to musi uważać za piękne.

Mój przyjaciel abonował pisemka dla kulturystów. Podczytywałam je sobie w kiblu. Słuchajcie – w życiu nie widziałam tak szpetnych mężczyzn, jak ci czempioni jak strucla zasupłani. Wszyscy bez wyjątku wyglądają na 45 lat, nawet, gdy mają 20. (Wzmożona konsumpcja tzw. supli postarza organizm, wyjaśnił mi przyjaciel.) Kiedy taki człowiek-góra napnie swój brzuch czempioński, to mam wrażenie, iż jelita zaraz przebiją mu cienką skórę. Chłopaki glazurują się na wysoki połysk, by te zatrważające krzywizny było lepiej widać.

Każdy bez wyjątku wywiad w tym piśmie zaczyna się od gorących pochwał. Wywiadowca zagaja mniej więcej tak: „Jak udało ci się osiągnąć tak wspaniałe ramiona?” A ja patrzę – i mam dysonans poznawczy wielki jak Tupolew.

Kulturystom płacą za bycie struclami. Lecz trend ekstrapoluje. Podobno już niemal każdy aktor w Holiłódzie musi mieć sześcio- czy tam ośmiopak w pogotowiu. Nawet, gdy staje do castingu na rolę Alberta Einsteina.

Interesuję się makijażem. Zawsze lubiłam maziajać po twarzy własnej i cudzych. Co prawda nic poważnego z tego nie wyszło, lecz sentyment pozostał. Zwiedzam rozmaite jutubowe kanały fachowych i samozwańczych wizażystek. Można powiedzieć, iż Śledzę Trendy.

Wiecie, co jest w tamtych regionach uznawane za najpiękniejsze? Twarz Kylie Jenner. Rzesze dziewczyn robią, co w ich mocy, by osiągnąć wielkie usta w kolorze „mam niskie ciśnienie” oraz brwi sobole, na kciuk grube. Tak zwane konturowanie (disclaimer dla niezorientowanych: bierzemy mazidła i rysujemy sobie np. kości policzkowe tam, gdzie ich nie ma) świeci triumfy. Jedna z moich ulubionych jutuberek rutynowo wieńczy nawet codzienny makijaż parą bujnych sztucznych rzęs. Kiedyś myślałam, że takie szpasy to tylko w teatrze.

Ślepa nie jestem, widzę, iż panna Kylie i reszta Kardaszianów mogą się podobać. A wysiłek, który po nadwiślańsku bladoskóre, jasnobrewe, wąskouste dziewczyny wkładają w „zrobienie się” na osobę o bliskowschodniej urodzie z pewnością zasługuje na podziw.

Nadwiślańskie chłopaki nie zostają w tyle. Ktoś te wszystkie siłownie musi utrzymywać. W sieci grasują fotki dumnych posiadaczy tzw. płetwy grzbietowej. To jest ten taki wał z mięśni wokół karku, uniemożliwiający obrócenie głowy.

Dziesięć lat temu bym szydziła, ażby wióry szły. Teraz się zastanawiam.

Jak to jest, że większość facetów spytanych o to, jaka kobitka bierze ich najbardziej, odpowie „taka bez makijażu”? (Czy potrafią odróżnić czystą twarz od makijażu dyskretnego, to inna rzecz.) Że ich idolem jest jakiś zawodnik MMA, podczas, gdy tylu damom szalenie podoba się asteniczny Cumberbatch czy całkowicie bezpłetwowy Tom Hiddleston?

Czy doczekaliśmy czasów, w których szeroko kolportowane Standardy Urody całkowicie odkleiły się od atrakcyjności, pojmowanej jako bycie powabnym dla płci przeciwnej? A może zawsze tak było. Tylko ja żyję pod kamieniem i nie zauważyłam?

Jako osoba o niszowym typie aparycji (let’s face it, jestem piękna, ale gruba, a to dla wielu szkopuł nie do przegryzienia) żywo fascynuję się tematem.

Co wy na to?

Bluzka-mgiełka w konstelacje jest z ciucha. Spódnica w kolorze nocnego nieba - z ciucha. Sandałki z Pepco (taki market z majtkami, solniczkami itp.)

Bluzka-mgiełka w gwiazdki jest z ciucha. Spódnica w kolorze nocnego nieba – z ciucha. Sandałki z Pepco (taki market z majtkami, solniczkami itp.)

* Minus krzyże. Krzyż jest dla mnie równie sympatycznym symbolem, co godło Oeneru. Dziękuję, Polsko.

** Nie bez wpływu jest tu dłuższa znajomość z pewnym mężczyzną, który nosi hipsterskie łachy z pełną wdzięku dezynwolturą i wygląda w nich świetnie.

24 thoughts on “Płetwa grzbietowa.

  1. gusta ogólnie lansowane są papką dla stada, w stadzie jest ciepło, raźniej, myśleć nie trzeba, stres mniejszy – wiadomo, ale człowiek mający samodzielnie działający mózg, z którym ma stały kontakt, nie zachwyca się tym, co większość (bo przecież także tysiące much mogą się mylić), ale zachwyca się tym, co go zachwyca, a to już jak słusznie piszesz jest rzecz bardzo indywidualna; zatem na przykład dla mnie, jak facet ma ładny głos i niegłupio gada, dobrze pachnie i ma takie fajne coś w fakturze skóry, czego nazwać nie umiem, ale jak widzę, to od razu wiem, że to TO, to może być brzydki jak noc listopadowa, a ja i tak poczuję miętę, się lubi brzydali, a co….

  2. Tak jest, przestan cykac fotki po tej stronie balkonu 🙂

    W zasadzie sie zgadzam (z wpisem), chociaz z kulturystami (ktorzy tak, sa ohydni, dokladnie jak opisalas ;))) to zauwazylam, ze jakis ehm… normalny facet wcale nie chce miec podobnych miesni. No, przynajmniej ci, ktorych spotkalam i rozmawialam na ow temat, tak twierdzili. Sklonna jestem wierzyc, bo zaden z nich nie dymal do gymu, a jak uprawial sporty to zdecydowanie nie takie, ktorych celem jest hodowla miesni.

    Z kardiasziankami mysle ze sprawa jest troche inna. Jak slusznie zauwazasz, im wiecej czlowiek ma kompleksow, tym bardziej chce wygladac tak, jak obecny trend (obojetnie jaki by on nie byl). A panny K. sa (niestety) trendsetterkami w USA. Ostatecznie ktos te ich programy oglada (miliony) i kupuje „ich” ciuchy. Ba. Ostatnio ze zgroza odkrylam jak kolezanka z Kalifornii (latina, ale jednak wyksztalcona klasa srednia na dodatek z zawodu psycholog!!!!) zachwyca sie Kylie i Kim. Jak dla mnie nie ma czym, bo ich ideal wydaje sie rownie sztucznie pompowany co kulturystow – wszep cycka, wszczep posladkow, niezliczone operacje twarzy, nie wylaczajac wstrzykow w usta (wszak rzadko ktora niewiasta ma takie wlasne od urodzenia).
    A ze ogromna wiekszosc blogerek nie dysponuje takimi mozliwosciami finansowymi, to staraja sie jak moga z tym, co maja – czyli makijazem…oraz tu i owdzie jakims ciuchem co wyglada podobnie, prawdaz. Czy chodzi o ideal urody? Mysle, ze raczej o to, ze owe panny chca sie upodobnic do trendsetterek po to, zeby chociaz troche byc podobnie traktowane. Gonia za splendorem, podziwem, chca byc seksi, chca przyciagnac facetow bo wydaje im sie, ze slepe kopiowanie to najlepszy sposob. No, ale ze nie najlepszy, to troche trzeba do tego dorosnac..

    Na koniec moich dwugroszy dodam: w Polsce ta presja na wyglad jest potwornie silna. Przez dziesiec lat nie odwiedzalam Kraju, zylam sobie w USA w miejscu, gdzie wszyscy maja z przeproszeniem wy*rane na wyglad ludzi dookola, o ile ci nie biegaja z golym tylkiem albo nie smierdza. Serio. Przypadki osobnikow w pracy, pojawiajacych sie w powyciaganych t-shirtach, klapkach i jakichs wiszacych gaciach od dresu byly nagminne (dzial eng, bo oczywiscie ludzie stykajacy sie z klientem mieli ustalony dress code, jednak tez nie garnitury). Nikt sie tym nie bulwersowal. Bylo to mega wygodne i szalenie mi odpowiadalo.
    A potem po 10 latach odwiedzilam Kraj…. co sie nasluchalam na temat moich bojowek, t-shirtow i butow do hike (moj ulubiony zestaw 🙂 , to historia. Argumentacja szla po linii, ze – mind you – robie ze siebie CHLOPA. Gdy zas odpowiadajac na zarzuty matki („przeciez ty jestes dziewczynka to ubieraj sie jak dziewczynka”) przesmiewczo strzelilam se kokardki na lbie i zalozylam koszulke w sloniki, to TEZ byl wrzask. No nie dogodzisz, nie dogodzisz…
    Z ulga wrocilam w znane obszary, gdzie kazdy ma wys*ane na cudzy wyglad 🙂

    Po latach przemyslen oraz odwiedzanych krajow doszlam do wniosku, ze im bardziej patriarchalne spoleczenstwo, tym ostrzejszy podzial rol plciowych i co za tym idzie cisnienie na kobiety, aby staraly sie wygladac „seksi”. Co w danej chwili jest seksi, to inna sprawa. Wazne, zeby starajaca sie uwazala, ze jest seksi. W Polsce od tej strony jest zle, ale i tak o dwie dlugosci lepiej niz w Ameryce Lacinskiej (tutaj to juz w ogole tragedia) albo… w Rosji. Tam, gdzie na kobiety nie ma spolecznej presji w temacie wygladu, mamy wszelakie odmiany tegoz, nie wylaczajac bardzo oryginalnej i indywidualnej mody.
    No bo w koncu tak wlasnie powinno byc: kazdy ubiera sie tak, jak mu pasuje i mu wygodnie, a nie tak, jak spoleczenstwo dyktuje.

  3. Ah, i jeszcze jedna, ciekawa obserwacja. W Am Pd, podobnie zreszta jak w Indiach, kobiet chudych jak patyki nie uwaza sie za ideal (raczej za jednostke chorobowa). Kobieta wg nich musi miec na czym usiasc i czym odetchnac. Moze miec spora nadwage, nikomu to nie przeszkadza. I dlatego latynoski biegaja w obcislych ciuchac, z cyckiem prawie na wierzchu, niezaleznie od wieku i wagi.

    • Byłabym w cenie u Latynosów. Cóż, gdy dla mnie tam o wiele za gorąco. 😛
      O doli grubej kobiety w Przenajświętszej Rzeczypospolitej napiszę wkrótce. To temat na czarną komedię.

      • Ooo, czekam! Ale gdzie Ty gruba, jacięproszę. To co ja mam powiedzieć, skoro przez większość życia ważyłam 120 kilo? No może tak zaraz z porodówki zeszłam nieco mniejsza, ale szybko urosłam. 😉

        • Waniliowa Myszy (Myszo?) :),
          gruba jestem podług Medycyny (moje BMI tak twierdzi.)Podług producentów odzieży, którzy mój rozmiar delegują do „plus size” albo też nie raczą go wyprodukować wcale (to najczęściej.) Podług rozmaitych panów wreszcie…a co ja będę jeszcze nienapisany post palić. Według tych jakże dostojnych Gremiów wszystkie, które wystajemy z tych tabelek – jesteśmy grube.
          No i co z tego? Słowo „gruba” to jest opisanie stanu obiektywnego, jak „niska” albo „blada.” Nie widzę w nim nic obraźliwego.

      • Nina Wum:
        Bylabys! Nie dosc, ze majaca wszystkie walory, to jeszcze blondyka bladolica z niebieskimi oczami. Fiu fiu 🙂

        A z ta gruba kobieta to jest (imho, rzecz jasna) tak:
        nie chodzi o grubosc, chodzi o bycie takim jak reszta :-/
        Kiedys dawno dawno temu bylam chuda jak patyk. Dzis jak patrze na swoje zdjecia z tamtego czasu wyziera na mnie figura typowej modelki, kosci sterczace i takie tam.
        No ale to bylo zle, bo za chuda. I za wysoka. Bosz, ile ja sie w szkole nasluchalam, do rzygu. Przezwisko zyrafa bylo zdecydowanie najlagodniejszym.
        Potem nastaly czasy grubosci (rak tarczycy i usuniecie wiekszosci tejze w zwiazku z czym metabolizm zwolnil do predkosci zolwia). I TEZ BYLO ZLE.
        Bo za grubo. Zreszta, sama ilosc nadmiarowych kiilogramow to pol biedy, ja mam typ sylwetki jablka, wiadomo wiec, gdzie to sie gromadzi (brzuch i szyja) :-/
        Straszne. „utuczylas sie jak prosiak” bylo jednym z lagodniejszych…
        Eh.
        Ale i tak olewac cudzy wyglad (do poziomu nie oceniania ludzi po) nauczylam sie dopiero mieszkajac poza Polska…w czym nie powiem glowny udzial mial fakt, ze sama nie bylam za to sekowana.

  4. Nie maluję się ani nie ubieram w celach godowych. Prawdę mówiąc maluję się głównie dlatego, że sprawia mi to frajdę. Tak, konturowanie też. (Ale już sztuczne rzęsy jednakowoż nie, bo jako żywo żadnej frajdy w ich aplikacji nie widzę.)

    • Zdaję sobie sprawę, że i taką motywację można mieć. Parę znanych mi osób maluje się dla samej frajdy, jaką daje zabawa ze swoim wizerunkiem.
      Sztuczne rzęsy wyglądają znakomicie na solidnie wyretuszowanych zdjęciach. Natomiast na żywo – nie wiem, jak inni, mnie akurat osoba powoli trzepiąca tymi ogromnymi, sztywnymi jak zapałki rzęsiskami nieodparcie kojarzy się z manekinem/androidem. Uncanny valley na pełnej kurwie.

  5. Też mi się zdarzało prowadzić pełne jadu wewnętrzne monologi na temat czyjegoś wyglądu, ale absolutnie nie dlatego że jestem złośliwym człowiekiem z milionem kompleksów (jestem), tylko po prostu ja wiem lepiej i moja racja jest najmojsza. Zdarzało mi się uzewnętrzniać wyrywki z tych monologów, aż pewnego dnia oberwałam stwierdzeniem „Ludzie nie istnieją dla twojej estetycznej przyjemności”. Znaczy, są osobniki które uważam za ładne i/lub atrakcyjne za samą urodę, lub też lubię ich sposób ubierania się. Ale większa część populacji nie ma dla mnie powabu i jest idealnie neutralna, albo mnie odrzuca. Mnie. Nie partnera/przyjaciela/rodzinę tej osoby lub ją samą. Nic mi do tego, jaki inni mają gust, jeśli są zadowoleni z siebie i nie proszą o wyrażenie opinii czy poradę.

    Zauważyłam, że w sumie sporo osób rozpływa się nad ogólnie przyjętym ideałem (czy to jakiś napompowany aktor, czy to panie z klanu Kardashianów, czy jakać inna Gigi Hadid) i stwierdza „to mi się podoba, to jest dobre, ja to chcę”, a jednocześnie w życiu wiąże się z ludźmi którzy jak z obrazka nie wyglądają. Nie wiem, czy to akceptacja tego, że na ideał (pod względem fizycznym zwłaszcza) trudno się natknąć, czy jakby poczucie bycia zobowiązanym, że to co statystyczna większość uznaje za ładne też musi się nam podobać, bo większość mylić się nie może, prawda. Ja w sumie często mam rozstrzał między „podoba mi się” a „chcę to” (dotyczy ludzi, zwierząt, rzeczy). Może mi się podobać wazon, ale wiem, że kompletnie mi nie pasuje do stylu w jakim mieszkanie jest umeblowane i będzie tylko zgrzytał (ale sam w sobie jest perfekcyjny), może mi się podobać wygląd konia, ale koszmarnie się na nim jeździ (co momentalnie go skreśla, bo z jazdy konnej chcę czerpać przyjemność), jakiś pan może utrafiać w moje poczucie estetyki, ale jednocześnie może mnie kompletnie nie pociągać, bo nie i tyle. Jak z obrazami surrealistów – lubię patrzeć, ale w salonie nie powieszę i czasu z tym nie będę spędzać.
    A kulturyści są przerażający. Nawet „zwyczajni” mężczyźni, którzy mają tych mięśni trochę za dużo (zwłaszcza klatka piersiowa, już wygląda, jakby była dopompowana, ale dzielnie balansuje na granicy przesady) są przerażający, a przecież ogólnie uważa się, że są przystojni. Mięśnie bywają fajne, ale nie za dużo. Trudno mi zobrazować, ale (historia sztuki alert!) – gdyby wziąć takiego „Umierającego Gala” i ująć ociupinkę muskulatury. Zwłaszcza klatki piersiowej, nic mnie tak nie odrzuca jak za dużo mięśni na klacie (w sumie nie wiem czemu). No ale to znowu jest, co mnie się podoba i co mnie kręci :v Każdemu jego porno, o ile mogę użyć takiego kolokwialnego określenia.
    Znowu nieskładnie mi wyszło, wygląda jakbym wylewała swoje żale zamiast konstruktywnie komentować (i chyba tak jest) D:

    • Ludzie nie istnieją dla twojej estetycznej przyjemności – tak, jak się już do tego dojdzie, to dalej z górki. 🙂
      Umierający Gal…spotkałam się ze trzy razy z panem, który robił w rekonstrukcji historycznej – machał włócznią jak jakiś Achilles normalnie – i wyglądał właśnie tak. Zdrowa, harmonijna sylwetka. Szkoda, że to, co miał pod czaszką przeszkodziło w kontynuowaniu znajomości.

      Teoretycznie najbardziej lubię mężczyzn o sylwetce przeciętnej – ani za bardzo wyżyłowanej, ani zanadto szczupłej, ani zanadto pulchnej. Ale zdarzało mi się uwielbiać i takich o posturze wierzbowej gałązki, i takich z bębnem Obeliksa. Kiedy ktoś Cię pociąga, to jego osobnicza odrębność staje się największym afrodyzjakiem.

  6. „w życiu nie widziałam tak szpetnych mężczyzn, jak ci czempioni jak strucla zasupłani” – witaj w klubie, dążenie do tego dziwnego ideału też zawsze wydawało mi się dość przerażającym dziwactwem. Ale skoro dziewczyny mogą sobie wszczepiać implanty w biust, żeby dumnie obnosić z przodu dwie wielkie silikonowe kule…

    A czy w Polsce presja na wygląd jest faktycznie taka silna… Od prawie 20 lat konsekwentnie przez 90% czasu ubieram się w rzeczy unisex albo kupowane na działach męskich/chłopięcych – bojówki, T-shirty albo męskie koszule, męskie kurtki, buty adekwatne do całokształtu – i poza dwiema osobami (mama i babcia, jakżeby inaczej, ale po latach już w sumie postawiły na mnie krzyżyk :P) nikt mi generalnie złego słowa nie mówi, najwyżej czasem jakiś krótkowidz pomyli mnie z płcią przeciwną. Fakt, że mieszkam w dosyć dużym mieście, gdzie ludzie pewnie są bardziej „otwarci na inność”. Do tej pory pamiętam, jak lata temu na studiach odwiedziłam koleżankę w małym miasteczku na południu Polski i patrzyłam z przerażeniem na dziewczyny na ulicach, wszystkie ubrane w identyczne smętne sweterki i legginsy, a one z kolei patrzyły na moje dżinsowe szorty z wyszarpanymi dziurami, męską bluzę od dresu i też wytrzeszczały oczy jak na strusia z zoo 😀

    • Presja na wygląd to coś, co zaczynasz odczuwać, jeśli szukasz sobie chłopaka czy choćby kolegi na kajak. Nagle zasypują Cię utrzymane w tonie kategorycznym uwagi, komentujące Twój typ budowy, fryzurę i strój. Koronnym argumentem jest „bądź bardziej kobieca!” Ponoć to polska specyfika – panom się wydaje, że mogą stawiać Warunki. 😀

      • Ludzie miewają wybitnie niejednakowe gusta. Jako, że nie mam najmniejszej chęci na związki czy podobne relacje, bezpłciowy styl działa całkiem nieźle, ale raz i tak ktoś chciał się przyczepić pararomantycznie. : / To nie było fajne.

      • To znaczy – to bardzo pięknie, że gusta są różne, ale mnie akurat zawsze pasowało bycie poza ludźmi atrakcyjnymi. 🙂

        • No widzisz, dla mnie to jest optyka dość egzotyczna. Tzn. przyjaźnię się z osobą aseksualną i wiem o sprawie tyle, że ona ubrania kompletuje wyłącznie pod kątem wygody. Zainspirowała mnie ongiś do urządzenia sobie garderoby tak, by wszystkie kolory do siebie pasowały.

          • Trudno mi mówić za większą grupę, ale mówiąc za siebie – podpisuję się pod wygodą. 🙂 Zależy mi jednak przy tym, aby ubrania – te luźne, wielowarstwowe – pasowały do siebie w moich oczach (co nie wyklucza, że inni ludzie mogą mnie uznać za modowego abnegata, ale każdy ma swój subiektywny odbiór – takie życie).
            Zdarzało mi się nosić rzeczy niewygodne czy kłopotliwe, ale kiedy tak myślę, to były to z reguły rzeczy do sesji zdjęciowych czy inne przebrania.

            I tak jak nie zwracam uwagi na to, co ktoś myśli o moim wyglądzie, tak staram się nie zwracać uwagi na wygląd innych. Staram się.

    • Ha! To mi przypomniało, jak pojechałam kiedyś na wakacje do Bielawy (miasteczko w wałbrzyskiem). Idę z plecakiem, niebieskooka, krótko ścięta blondynka w płóciennej bluzeczce, długiej indyjskiej spódnicy i sportowych sandałach. Starsza pani z ogródka wytrzeszcza oczy i woła (ale życzliwie!): „Ojeej, biała Cyganka!”. Byłam zdziwiona, dopóki sobie nie uświadomiłam, że dziewczyny w spódnicy do kostek i na płaskim obcasie to ona pewnie od lat 70. nie widziała.

  7. Mnie też się płeć piękna podoba bez makijażu (i odróżniam od subtelnego), ale absolutnie zerowy makijaż na każdą okazję jest o tyle rzadki, że nauczyłam się wybaczać 😉

    Też staram się oduczać tego, że mój gust jest najmojszy i mam wrażenie, że idzie mi całkiem nieźle, ale jest jedna sytuacja, w której trudno mi się powstrzymać. Jeśli kogoś szczerze nie znoszę. Jak znałam absolutnie toksycznego faceta, który niską samoocenę pompował sobie, gnojąc swoją dziewczynę, to nachalnie się pchało „i jeszcze nosi żółte rurki!”, etc. I mam świadomość, że jakby ktoś neutralny albo lubiany miał te rurki, to byłyby dla mnie przezroczyste, a może nawet dojrzałabym jakieś zalety, a kiedy widzę memy „chłopak kiedyś i dziś” z napakowanym karkiem i chuderlawym emo, to mnie coś strzela… ale jeśli nie lubię zawartości ubrań, to podświadomość wymyśla na ich temat najgorsze paszkwile.

    Swoją drogą a propos pulchnej gotki: ja tak mam z różowym. Nienawidziłam różowego i byłam w stanie nie założyć ciucha, bo miał jedną kropkę np. na pięcie skarpetki. Ostatnio miałam problem ze znalezieniem nieróżowych skarpetek 😀 (a różowe w kotki to już w ogóle podwójna słodycz)

    • Ano, kiedy ktoś Ci działa mocno na nerwy, to „i do tego nosi KOKARDKI, dorosła baba, KOKARDKI nosi” narzuca się z wielką siłą. Ale Walczę Z Tym.

      • O to to to! Też walczę… acz czasem terapeutycznie sobie poklnę, żeby spuścić negatywne emocje. Oczywiście nie w momencie, kiedy ten ktoś słyszy.

        I jeszcze taka myśl, która ogólnie przewija się przez komentarze – im starsza jestem, tym mniej ten cudzy wygląd w ogóle wpada w oko. (No chyba że bardzo nie lubię, to wtedy dostrzegę złamany paznokieć na dużym palcu u nogi przez glany…) Może to rzeczywiście nastolatki tak mają, że ich gust jest najmojszy 😉

  8. Siostro! Też całkiem niedawno miałam fazę na gotyk (i też bez krzyży. I jeszcze bez czaszek. Za to nietoperze wezmę hurtowo.), ale nie umiem się malować i z racji rozmiaru (a także trochę wieku) ciągle się boję, że zamiast mhrocznie będę wyglądać śmiesznie. Ale mam gorset i z dziką radością się wygocę na jakąś imprezę 🙂
    Z postrzeganiem cudzego ymydżu mam podobnie, im jestem starsza, tym bardziej tolerancyjna – chcą się tak ubierać i są z tym szczęśliwi? Niech im tekstylia lekkimi będą (choć ja bym się tak nigdy!)
    Czasem lubię sobie jeszcze pokomentować albo się ponabijać ze spodni wiszących w połowie męskich ud 😡 Ale jednak częściej mam „o, starsza pani z włosami pomalowanymi na różowo i fioletowo, super, za 30 lat też sobie tak zrobię!”

  9. Hah! Też jestem piękna i gruba 🙂
    Z tego powodu, od kiedy randkuję po sześcioletnim związku z Brazylijczykiem (którego moi przyjaciele geje szalenie mi zazdrościli), nie umawiam się z Polakami (z jednym wyjątkiem, ale ten z kolei dość długo mieszkał za granicą). Obcokrajowcy, szczególnie południowcy, zachwycają się mną taką, jaka jestem.
    Nie oceniania, co przejawia się zmianą w zasadzie frazeologiczną z „to jest brzydkie” na „to mi się nie podoba (i co z tego)” lub „on tak ma, ona taka jest, ale dopóki na mnie nie ma to wpływu, to co z tego”, nauczyłam się na terapii. Była to jedna z najcenniejszych rzeczy, które wyniosłam z grupy i od mojego pana psy. Ale nie pytana nie wypowiadam swojego zdania (które w większości przypadków i tak jest obojętne).
    Styl mam cykliczny, w tej chwili jestem w fazie androgynicznej (dżinsy, wydekoltowane tanktopy, stonowane kolory), ale jeszcze dwa lata temu uwielbiałam super kobiece kiecki w jaskrawych kolorach. (Parę lat temu moja przyjaciółka powiedziała mi, że krzyczę swoim wyglądem.) Lubię się malować, ale tylko wtedy, kiedy mam ochotę (albo chcę sobie poprawić humor, albo chcę podkreślić swoją zajebistość; co ciekawe, nie maluję się, bo mam smutek i i tak mi nic nie pomoże, albo dlatego, że jestem na tyle zajebista, że nie muszę 😉 albo mi się nie chce, co jest najczęstszą przyczyną).
    Akceptacja siebie zajęła mi dużo czasu. Jest takie zdanie z Musierowicz (wczesnej), które mocno zapadło mi w pamięć: najpierw musisz siebie pokochać, a potem o sobie zapomnieć. Bo, kurcze, myślenie ciągle o tym, jak się wygląda zżera straszliwie dużo czasu i energii. Tak samo, jak diety – ciągłe myślenie o jedzeniu, planowanie zakupów, gotowanie pięciu posiłków dziennie przez tydzień – MA-SA-KRA.
    I chyba zostawię to bez pŁĘty, bo gdzieś z tym komentarzem szłam, ale zapomniałam dokąd 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *