Jak sobie radzić z rozczarowaniem? (2). Konkluzja

Wybaczcie kwaśną minę. Była niedziela, godzina szesnasta, w słońcu jakieś czterdzieści stopni.

Wybaczcie kwaśną minę. Była niedziela, godzina szesnasta, słońce waliło po ryju jak szpadel.

Wiecie, to naprawdę nie od nas zależy, czy będziemy kochani. Czy opanujemy Kamasutrę i wciągniemy nosem wszystkie tomy Prousta. Czy staniemy na rzęsach w dostatecznie wdzięcznej pozycji; nie.
Jeśli ktoś nas chce, to chce nas z całym naszym bałaganem. 

Być może niektórzy z was pamiętają, iż popełniłam ongiś taki tekst: link
To jeden z najczęściej wyszukiwanych na blogu. Z czego wnioskuję, iż problem jest ponadczasowy.

Od tamtego czasu minęły dwa lata. Dwa z trzech najbardziej rozwijających, najintensywniej przeżytych w całym moim życiu. Pod jednym względem jestem wcieleniem stereotypu: po trzydziestce wszystkie klocki zaczęły wskakiwać na właściwe miejsca. W moim życiu hasło „rozczarowanie” wiąże się ściśle z hasłem „związki.” Nie tylko, oczywiście – ale skupię się na tym przykładzie, bo jest nośny.

W roku pańskim 2013 po raz pierwszy od dwunastu lat (yup) zostałam singielką. Odkrywszy w sobie mentalnego Wiedźmina* z uzyskanej swobody korzystałam bujnie i szeroko. Bywało rozkosznie i humorystycznie, przemiło i rozczarowująco, pięknie, a potem paskudnie. Torba Fasolek Wszystkich Smaków. Było JAKOŚ. Na przemian zapadałam się w puch kolejnej miłostki i szarpałam sobie nerwy w strzępy, wgapiając się jak sęp w milczący ekran telefonu. W międzyczasie poznałam J. i zakochaliśmy się w sobie, gwałtownie i mocno. Na całe dwa lata.

6

Wum w Majestacie. Nie cierpię upałów. Czy Jarosław Kaczyński nie mógłby czegoś z nimi zrobić? W końcu jest wszechmocny.

Czy czegoś żałuję? Tylko tego cierpienia. Słoności wsiąkającej w poduszkę. Poczucia, że znów kopnięto mnie w miętkie. Dżentelmeni, których tak bardzo chciałam zaprosić do swojego życia łaknęli wyłącznie zabawy. Rozpacz ma wywoływała w nich co najwyżej uniesienie brwi. A ja nie potrafiłam bawić się z kimś, kto zapomina o mnie, gdy tylko zamknie drzwi. Uprzedzając pytania: teraz już potrafię.

Potrafię i to jest w pytkę.

Te trzy, jeszcze dwa lata temu poznawałam kogoś, kto olśniewał czarem, magnetyzmem, bujnym intelektem – i robiłam co mogłam, żeby go do siebie przywiązać. Bezskutecznie. Prędzej zaparkuję płetwala błękitnego pod Kerfem niźli sprawię, że jakiś dorosły facet się do mnie przywiąże. Oni zwyczajnie nie mają takiej opcji w menu.

Szanujące się szafiarki takie ujęcia posyłają w niebyt, ale mnie się podoba.

Z dość smętnej koronkowej spódnicy wycięłam podszewkę – i zrobiła się rozrywkowa. Zarówno koszulka w nieokreślony wzór jak i kiecka pochodzą z ciuchlandów. Ażurową chustę z frędzlami nabyłam, wyobraźcie sobie, w drogerii Natura.

Wiecie, to naprawdę nie od nas zależy, czy będziemy kochani. Czy opanujemy Kamasutrę i wciągniemy nosem wszystkie tomy Prousta. Czy staniemy na rzęsach w dostatecznie wdzięcznej pozycji; nie.
Jeśli ktoś nas chce, to chce nas z całym naszym bałaganem. Rozczochranych, opuchniętych od snu, nieefektownych. Cierpiących na bolesny okres. Zgniecionych przez marazm. Marudzących, smutnych.
Wiem to już na pewno, a to z powodu J., którego kochałam i który kochał mnie – i z powodu G., który zaprosił mnie do swojego życia jakby nigdy nic. Dosłownie przy trzecim naszym spotkaniu zaczęłam wymiotować z bólu (bolesny okres.) Nie zniechęciło go to i tak żyjemy sobie, śląc przez Bałtyk ciepłe słowa i zdjęcia kotów.

Wracając. Odkryłam, że na miłość nie można zasłużyć. Że nie jest ona dobrem, na które zasługiwać należy. Bo myśmy nie pies, a osoba, która świadomie lub nie gra naszym sercem w squasha – nie treser.

Im więcej mam na sobie żelastwa, tym lepiej się czuję. Błyskoty pochodzą z rozmaitych sieciówek (Kappahl, Haendem, takie tam.)

Im więcej mam na sobie żelastwa, tym lepiej się czuję. Precjoza pochodzą z rozmaitych sieciówek (Kappahl, Haendem, takie tam.) Pasek chyba z Tesco, kupiony przy kartoflach.

Odkrycie zatrzęsło podstawami mojego świata. Przestałam antycypować. Przestałam czuć się rozczarowana.

Spory udział miały tu doświadczenia. W 80 procentach przypadków przebiegające po amplitudzie „poznanie – cóż za uroczy gość – szaleństwa pościelowe – lubię gościa coraz więcej – gość przestaje odpisywać na esemesy, miga się, w skrajnych przypadkach – znika całkiem”.

Za którymś z kolei razem zrozumiałam, że nie mam już łez. A co ważniejsze, że szkoda ich na jakiegoś buca.

Z pewnością bardziej szanowałam mężczyzn, gdy mniej ich znałam. Każdy kopniak w ego (a mam spore), każda małoduszność, każdy zasmucający brak odwagi cywilnej odkładały się we mnie jak warstwy trucizny. Wiecie, skąd się biorą cynicy, prawda? To ludzie naiwni, pełni dobrych chęci, których o jeden raz za wiele skopano ze schodów.

Przełom lat 2015/16 przywitał mnie dwoma stratami. Pewien mój towarzysz rozrywek płochej konduity wyjechał w podróż na drugą półkulę. Jednocześnie J. postanowił zakończyć nasz romans. Wiem, że miał słuszność; chcieliśmy od życia rzeczy zupełnie przeciwstawnych. A jednak to mogła być ta kropla, która przepełnia przysłowiową czarę.**

Moje wyrywne serce ograniczyło działalność. Przykryło się plandeką. Obecnie słowo „kocham” nie znaczy dla mnie jątrzącej, upojnej udręki, a żeglowanie po spokojnych wodach. Gdyby przestało tak być – zapewne się wycofam.

Tę framugę to kotki tak obobrowały.

Tę framugę to kotki tak obobrowały.

Jesteśmy oboje poliamorystami, G. i ja. On ma dwie dziewczyny. Spokojnie mogłabym poszukać jakiejś przygody. Wiecie co – to zabrzmi okropnie, ale nie chce mi się. G. jest moją opoką. A niejaki P., czarujący libertyn-sadysta o pięknych rękach – towarzyszem zabaw. Znamy się z P. już z rok i do głowy by mi nie przyszło, by się zakochiwać. Nie oczekuję odeń niczego. Nie będę więc rozczarowana. To wspaniałe uczucie. Chociaż nowe i nie do końca jeszcze oswojone.

Wolę Kapitana Amerykę od Tony’ego Starka. Osobnicy trudni w obyciu, pokręceni jak helisa DNA stracili w moich oczach cały powab.

Reasumując: jak sobie radzić z rozczarowaniem? Rozczarowywać się raz za razem, śmiało. Walić głową w mur.
Aż przestaniemy dawać faka.

Lepszego sposobu nie znam.

*Minus ten numer z bukiecikiem kwiatków. Ja się umiem pożegnać jak człowiek.

** Co to jest czara? Widział ktoś czarę? Czy to jak czarka do herbaty, tylko większa?

Audycja zawiera lokowanie tańczącego Wuma. You have been warned.

Audycja zawiera lokowanie tańczącego Wuma. You have been warned.

6 thoughts on “Jak sobie radzić z rozczarowaniem? (2). Konkluzja

  1. Sposób na zatrzymanie wyobrażania sobie scenariuszy relacji:
    -Pisanie książki, żeby tą energię twórczą wyładować:)
    -Autoterapia: Przypominasz sobie historie z dzieciństwa, te zdarzenia, które szczególnie zabolały i piszesz historię w wyobraźni od nowa. Wyobrażasz sobie siebie dorosłą obok siebie małej w tych tragicznych, irytujących sytuacjach i pomagasz sobie sama. Zajmujesz się sobą czule, tą małą bezbronną dziewczynką, obejmujesz ją, tłumaczysz jej świat i ewentualnie zabierasz ją na karuzelę-czyli idziesz tam jutro sama, tzn ze sobą w wyobraźni i pozwalasz się delektować tą chwilą. Dajesz sobie w tym wyobrażeniu wszystko to czego nie dali Ci rodzice i tak długo to powtarzasz w wyobraźni, aż zaczniesz mieć pozytywne odczucia. No i pracuj nad wyobrażaniem sobie pozytywnych zakończeń bo negatywnymi, tragicznymi programujesz swoje życie na spotykanie ludzi, którzy Ci to umożliwią. Wszechświat ma uszy i Twoje prośby zostaną wysłuchane.
    Pozdrawiam

  2. Lubię czytać Twoje teksty. Fotografie piękne i Ty Nino na nich. I za jedno i drugie dziękuję! Serdeczności! Bruno

  3. Tekst Twój chyba ma wydźwięk optymistyczny,ale mnie jakoś zrobiło się smutno.Czy naprawdę trzeba dostawać po głowie raz za razem,aż zobojętniejemy?Czy nie ma nadziei na to,że jeśli my będziemy dobrzy,to znajdzie się osoba,która nas nie skrzywdzi,nawet jeśli odsłonimy się przed nią?To nie są oczywiście pytania do Ciebie,Nino,każdy z nas musi sam sobie uporządkować takie sprawy…Tylko dla mnie to pytanie z poprzedniego posta pozostaje aktualne,bo ja chyba nie umiałabym tak,jak Ty.Dziękuję za tekst,Twój blog jest dla mnie bardzo ważny.

  4. „Wolę Kapitana Amerykę od Tony’ego Starka. Osobnicy trudni w obyciu, pokręceni jak helisa DNA stracili w moich oczach cały powab.”

    HELL YES.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *