Lepiej trzymać z tym, kto bije

Ten obrazek rozplenił się w internecie. Mnóstwo ludzi uważa, że jest bardzo zabawny.

Obrazek Człeka-Nietoperza, sprzedającego wiernemu Robinowi liścia rozplenił się w internecie w tysiącu wariantów. Najwyraźniej mnóstwo ludzi uważa, że jest bardzo zabawny.

Zgwałcono kobietę? „Mogła tam nie iść, mogła się tak nie ubierać.” Rzesze ludzi patrzą w oczy biedzie za sprawą pochopnie zaciągniętego kredytu we frankach? „Było myśleć, za głupotę się płaci.” Osoby, którym tego typu wypowiedzi przychodzą najłatwiej – to właśnie owi mityczni normalni. Jak dotąd w życiu szło im świetnie. Nie dopuszczają myśli, że mogłoby nagle pójść nie tak. Okrutne wypadki losowe? Bankructwo? Nieuleczalne choroby, niweczące prężną karierę zawodową? Takie rzeczy przytrafiają się tylko osobom nieodpowiedzialnym i lekkomyślnym, ale nie mnie! Na pewno nie mnie!

Nie znamy swoich twarzy, on i ja. Jedno dla drugiego jest zaledwie ksywką. Testujemy mętne wody internetowej znajomości, ostrożnie badając grunt na jej dnie. Dla mnie to już enty raz, zatem nie angażuję się zanadto. Jeśli sieć nauczyła mnie czegokolwiek o życiu – to tego, że ludzie pojawiają się w nim z efektownym hukiem. By potem zniknąć tak cichutko, jakby chrząszcz pierdnął.

Nie wiem, jak z nim. Widzę, że ostrożnie formułuje zdania. W skupieniu niże wszystkie przecinki na należne im miejsca. Jest w tej oschłej elegancji wypowiedzi coś kaptującego. Tak wielu ludzieńków uważa, że można obcej kobiecie zwymiotować na buty jakimś „cze laska alemasz fajne oczy wieszsz??lubisz anal???” Są szczerze zdziwieni, gdy każe się im pospierdalać.

Temperatura naszej wymiany zdań jakoś się nie podnosi. On zadaje mi pytania zamknięte niczym ankieter. W przypływie natchnienia pytam:

– Masz Aspergera, prawda?

A on mi na to: – Nie, schizofrenię.

Upewniam się oczywiście, czy to nie płochy żarcik (jakoś nie lubię dowcipkowania w temacie chorób psychicznych.) To nie jest żarcik. Wcześniej napisał mi, że nie pracuje. Teraz już nie jestem tym zdziwiona. Tym, że facet wypowiada się jak Spock – też nie.

Okej, myślę sobie. Wprawdzie schizofrenia jest słowem przerażającym (przeczytałam Kępińskiego ze trzy razy i za każdym trzęsłam się tak samo) ale może to nie koniec świata. Zasięgam rady u przyjaciela. R. radzi mi: – Spytaj go, czym to się objawia. Czy bierze leki, czy możesz jakoś pomóc. Zaznacz, że nie chcesz być nieuprzejma.

Pytam więc i zaznaczam. Mój rozmówca mentalnie wzrusza ramionami. Powiada, że leki zażywa, a co do objawów? Zwyczajnie ich nie okazuje. Brzmi to troszkę niepokojąco – ale przecież ja też nie oznajmiam wszem i wobec, kiedy łzy bez szczególnej przyczyny płyną mi po twarzy, a życie jako takie wydaje się próżną fatygą.

Nadal trochę zdygana i raczej dumna z tego, jak bohatersko pogromiłam swe uprzedzenia („schizofrenia, schizofrenia, aaaaaa!”) zaczynam opowiadać mu nieco o sobie. Gdyż o to poprosił.

Odkąd, facet z którym poszłam na randkę w ciemno okazał się neofaszystą*, każdemu nowemu znajomemu zapodaję terapię szokową. Coby złe ziarno odsiać w pierwszej fazie.

R. i ja nazywamy to feminaziLGBTbombą. Długa nazwa. Jednakowoż akuratna.

– Jestem lewicowa i feministyczna do obrzydliwości, a poza tym upominam się o prawa pogardzanych i prześladowanych, ilekroć mam okazję. Wierzę, że wszyscy ludzie są równi, nawet ci głupi – oznajmiam na jednym wdechu. Szczerość za szczerość. Najwyżej ucieknie z wrzaskiem.

Na co on: – Skąd pomysł, że są równi?…To jakaś CHRZEŚCIJAŃSKA KONCEPCJA.

Oho, chłopak otworzył Nietzchego i nawet nie zasnął po pierwszej stronie, myślę sobie. Nie z takimi bywała sprawa. Klaruję mu, jak to bazowy szacunek dla każdej istoty ludzkiej jest absolutnym fundamentem cywilizacji. Że bez niego nastąpiłaby sytuacja typu dog eat dog, kompletny Mad Max (czyli ogólna wujnia, radośnie nieskrępowana przemoc, krew, pot, łzy i bardzo szybkie samochody.) No dobra, może ustęp o samochodach opuszczam.

Nie wygląda na przekonanego. Słabi sami są sobie winni, że są słabi, powiada mi. (Taki powierzchowny łyk Nietzchego jest groźną rzeczą.)

Na co ja, już troszkę zirytowana: – Facet, sam należysz do upośledzonych społecznie, a innym upośledzonym odmawiasz pełni praw? W Cebulandii wszyscy mamy przesrane równo, rozumiesz? Depresanci, schizofrenicy, geje, lesbijki, niepełnosprawni, samotni rodzice bez obrączki, wszyscy. Powinniśmy trzymać się razem!

– Nie czuję się upośledzony społecznie. Proszę mnie nie zrównywać z dziwolągami – odpowiada godnie mój rozmówca. Nieuleczalnie chory facet (zapewne) na rencie. Niemal słuchać, jak otrząsa proch innych pechowców życiowych ze swych stóp.

No więc tak. Tego. Pożegnałam go uprzejmie (on w końcu był uprzejmy dla mnie.) Choć na klawiaturę cisnęły mi się Wyrazy.

Pytanie na dziś brzmi: Skąd to się bierze? Skąd w kimś zauważalnie Innym determinacja, by doszlusować do mitycznych normalnych – nawet, jeśli owi normalni na co dzień kogoś glanują?

Dlaczego dziwolągom tak ciężko przyznać się do wspólnoty z innymi dziwolągami?

Odpowiedź na to pytanie jest banalna, tylko ja przez lata jej nie dostrzegałam. Pod pewnym względem zawsze miałam łatwiej. Moja dziwaczność nie dawała się zignorować ni zamieść pod dywan. „Nie okazywanie” leżało za horyzontem moich możliwości. Rosłam sobie, wyalienowana i pogięta. Jak drzewko bonsai, wyszłe spod ręki sadystycznego mistrza ogrodnictwa. Wcześnie pojęłam, iż akurat ja do dzielenia ludzi na lepszych i gorszych nie mam prawa. Na szczęście nigdy nie ciągnęło mnie do kryptofaszyzmów. Przejścia wczesnoszkolne zapewniły mi wgląd w naturę Lucka tak głęboki, że nie dało się już go odwidzieć. Oto i on, w pigułce:

Z jednostką możesz negocjować. Nawet, jeśli jest mendą. Kto wie, może poruszysz w niej jakąś nie całkiem zardzewiałą strunę. W konfrontacji z grupą masz przerąbane.

Jak definiujemy motłoch, zwany też tłuszczą? To zgromadzenie osób, z których każda próbuje usilnie robić wszystko to, co pozostałe.

Jaka jest siła oddziaływania motłochu – widzimy za każdym razem, gdy jakieś nieszczęsne dziecko powiesi się na własnych sznurowadłach. Dla katów dziwoląga to nie dość. Będą tańczyć, spluwając na jego grób.

Widzicie, ze szkolnym prześladowaniem słabszych, innych, odstających od arbitralnie ustalonej Normy to jest tak. Możesz być ofiarą. Albo możesz zgłosić akces do motłochu, który ofiarę maltretuje. Jeśli nie przyłączysz się do festiwalu opluwania odmieńca, kto wie?… Może najsilniejsi rozważą twoją kandydaturę na odmieńca bis?

Dla przeciętnego małolata jest to myśl absolutnie przerażająca. Idea, że gdyby wszyscy nie-będący-odmieńcem stawiliby katującym go kolektywny opór, to cykl maltretowania musiałby się skończyć – jakoś nie postaje w małoletniej głowie.

Takie rzeczy nie przychodzą do głów i ludziom dorosłym.

Interesujące, jak powstaje mechanizm obwiniania ofiary. Znamy to aż za dobrze z naszego codziennego, cebulandzkiego podwórka. Zgwałcono kobietę? „Mogła tam nie iść, mogła się tak nie ubierać.” Rzesze ludzi patrzą w oczy biedzie za sprawą pochopnie zaciągniętego kredytu we frankach? „Było myśleć, za głupotę się płaci.”

Osoby, którym tego typu wypowiedzi przychodzą najłatwiej – to właśnie owi mityczni normalni. Jak dotąd w życiu szło im świetnie. Nie dopuszczają myśli, że mogłoby nagle pójść nieco gorzej. Okrutne wypadki losowe? Bankructwo? Nieuleczalne choroby, niweczące prężną karierę zawodową? Takie rzeczy przytrafiają się tylko osobom nieodpowiedzialnym i lekkomyślnym, ale nie mnie! Na pewno nie mnie!

Słyszycie histeryczną nutę, drgającą w tych słowach? Przyznanie, że czasem komuś ze wszech miar rozsądnemu przytrafia się coś nieprzewidywalnego – byłoby jednoznaczne z przyjęciem, iż także MNIE może się to coś zdarzyć. Myśl tak straszna, że przeciętny normalny będzie się od niej opędzał cegłówką.

Nie mam sympatii dla takich ludzi. Jednak z grubsza, jakoś tam ich rozumiem. Myślenie zaprawdę boli. Do kości.

Nie rozumiem natomiast strusiej polityki, uprawianej przez podobnych mojemu rozmówcy z internetu. „Jestem wprawdzie (gejem/prekariuszem/schizofrenikiem), ale nie mam nic wspólnego z tymi (gejami/prekariuszami/schizofrenikami). Słyszycie mnie, normalni? Jestem taki jak wy! Wejrzyjcie na mój przymilny uśmiech i nie ciskajcie we mnie tą cegłówką!”

Tkwiłam na samym końcu porządku dziobania. To było bardzo dawno temu. Ale póki żyję, póty tego nie zapomnę. Zawsze będę za opluwanymi, a przeciwko opluwającym. W wieku czternastu lat byłam jednym wielkim kłębkiem rozpaczy i strachu. W wieku lat trzydziestu jeden lista rzeczy, które wzbudzają we mnie strach wydatnie się skurczyła.**

Nie boję się, że ktoś nazwie mnie dziwolągiem.

 

 

 

*True Story.

** Żeby nie było: Urzędu Skarbowego nadal się boję. ZUS-u zresztą też.

12 thoughts on “Lepiej trzymać z tym, kto bije

  1. Ten sam mechanizm kieruje gejami, którzy piszą, że „tylko męskich” i „bez skojarzeń”. Bo mają złudzenia, że jak będą męscy i bez skojarzeń, to grupa drechów im nie spuści wpierdolu, tylko skupią się na tych „pedałkowatych” względnie „zniewieściałych”, jak czternastoletni Dominik.

  2. albo jeszcze lepiej: „szukam faceta, z którym mógłbym chodzić po ulicy jak z bratem”. Nie, nie chodzi o incestualne fetysze…

    • Zaczynam zdawać sobie sprawę, że istnieją ludzie, którzy mają w randkowaniu znacznie stromiej niż pyskata, nie zainteresowana dietami, nie nosząca obcasów feministka…

  3. Droga Nino,mam nadzieję,że Twoja nieobecność tutaj wiąże się z rzeczami dobrymi,pięknymi i ekscytującymi,które dzieją się w Twoim realu.Że jesteś tak pochłonięta Życiem przez duże Ż,że nie masz czasu karmić stęsknionych,nołlajfowych psychofanow nowymi dawkami swoich Słów.Mam nadzieję,że tak właśnie jest…ale i tak tęsknię…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *