W osiedlowej Żabce cuchnie, jakby zesrał się szatan. Continue reading
Category Archives: fikcje literackie
Coś na szybko
Drogie osoby, życie napieprza z obu luf, więc dziś tylko wierszyk (? Bo to chyba proza nie jest):
Co się popsuło, rozsznurowało, pogniotło
zaginęło przy przeprowadzce
lub w tłumaczeniu,
w kałużę padło,
nic już z tego nie będzie, no trudno
co nas uwiodło, a potem zawiodło;
nieważne.
Człowiek to nie jest kartka w szkicowniku perfekcjonisty,
że jedna krzywa kreska i do śmieci.
Na to co nas splamiło – nie ma dość dobrych gumek, nawet z chleba.
Mówi się trudno i żyje się dalej.
Możesz polecieć i wrócić

Nie znalazłam dobrego, ostrego ujęcia Amsterdamu nocą. To jest bodajże Los Angeles (nic w Europie nie mogłoby być tak kwadratowe.)
Polecam: skoro musicie, latajcie po zmroku. Miasta w dole są jak układy scalone, jak fluorescencyjne krajobrazy z filmu Tron. Continue reading
Jak odstraszyć kobietę

Czerwień jest dobra. Czerwień jest słuszna.
Masz randkę? Wyśmienicie! Samozwańczy Doktor Wum pomoże Ci zrobić wrażenie równie piorunujące, jak haust płynu do akumulatora. Jak niespodziewany hak w żołądek. Ona nigdy Cię nie zapomni. Istnieje szansa, iż opowie o Tobie wszystkim znajomym. Continue reading
Inni ludzie mają

PADA. We are not amused. Bluzka z Zalando – przyduża, bo odruchowo wybrałam największy rozmiar, jaki mieli w sklepie. ONI TAM MAJĄ WIĘKSZE ROZMIARY NIŻ MÓJ. Portki z KappAhla. Wściekły szalik z ciucha (Te kolory to dla mnie życiodajna transplantacja, bez czerwieni w taki dzień przyschłabym sobie gdzieś do ściany.) Pasek z Teska. Szmaciaki z H and M, nabyte rzutem na taśmę, gdy w środku miasta zaczęły mi się gotować stopy w glanach. Całkowicie nijakie, lecz robią robotę.
Inni ludzie mają w życiu łatwiej.
To tak ładnie spływa z języka – kadencją, jak legendarna (niektórzy by powiedzieli; kultowa, choć kultowy może być już i fryzjer, i hamburger, ja pierdzielę) Lo-lee-ta pana Nabokova. Inni ludzie. Mają. W życiu. Łatwiej.
Continue reading
Dialog krótki przy zupie
Gdybym umiała przyzwoicie* rysować, byłby z tego webkomiks. A tak pozostaje to opisać.
Miejsce akcji: mieszkanie państwa Wrząc, a konkretnie salon, stół. Rzecz dzieje się Przy Zupie.
Osoby:
PANI WRZĄC (być może znana wam stąd)
EULALIA WRZĄC, JEJ CÓRKA (jak wyżej)
Pani Wrząc (tonem niewinnym): – Wiesz, jest taki fajny ksiądz w naszej parafii. Bardzo mądry człowiek, mówi prosto z mostu. On się ludziom bardzo podoba. Jak akurat nie mogę wyjść na mszę, to go sobie na jutubie oglądam. Zobacz sama. Bardzo mądry człowiek to jest.
Eulalia: (poprzez zupę) – Mame. Rozmawiałyśmy o tym. Jestem ateistką. Ateistką, pamiętasz? To znaczy, że nie oglądam księży. Jak również nie słucham ich, nie dotykam ni nie wącham. Jestem na diecie bezkościołowej.
Pani Wrząc: – No przecież wiem, że jesteś tą ateistką. Nie próbuję cię wcale nawracać, czy coś.
Eulalia: *siorb*
Pani Wrząc: *foch*
(kurtyna)
*Wiem, iż sieć jest pełna rysunków wyglądających jak radosna twórczość sześciolatka – i narząd męski to kogo boli. Lecz póki co, mnie Wstyd.
Wielce Tragiczna Opowieść o Cieście.
Godzinę ożywionej a przyjemnej pogawędki później doń zajrzałyśmy. I dobrze. Kajmakowi mało było tortownicy. Skolonizował teren dookoła, wąskimi strumykami przesączył się na półkę poniżej i zaczynał już opanowywać zamrażalnik. E. okazała zen godny mistrzów. Ja bym nie umiała tak stoicko przyjąć faktu, iż pół lodówki mam zajebane tłustym lepiszczem jadącym ciągutką.
Niespełnienie.
(Następny tekst o poliamorii będzie dziś jeszcze. Tym razem o zazdrości. Ale póki co – Musiałam.)
Bogowie, jak on chodzi.*
Wielu mężczyznom kończyny są ruchomą męką. Ból patrzeć na takiego, kiedy się porusza. Łokcie tu i tam, kolana na kolizyjnej, kręgosłup między tym wszystkim niepewny jak los Polski.
Nie on.
Continue reading
Mężczyźni, których kochałam
Z B. leczyłam się długo i boleśnie. Być może coś mi zadał, jak ujmowali rzecz bohaterowie Sienkiewicza. Pachniał nie jak człowiek, lecz jak stworzenie z pogańskich mitologii. Wrotycz i nasięźrał. Ślepia miał kpiące, czułe i tęskne (nie dla mnie.) Psychiczny woal – z gatunku niepenetrowalnych. Palił (co ja mam z tym paleniem!) świadomie efektownie, bez pośpiechu, delektując się każdym dymkiem. Siadałam mu na kolanach naga, z petem w zębach, a on nieśpiesznie przerzucał niekończącą się bibliotekę klasycznych metalowych kawałków. Uwielbiałam chłód jego rozsypanych włosów. Oraz gdy mi śpiewał.
Jak przekuć swoje porażki w sukcesy. Nieporadnik

Dzisiejszy post ozdabia Peter Steele. Nie żeby miał coś wspólnego z tematem. Za to primo: był absurdalnie pięknym mężczyzną (fakt bezsprzeczny), już nie żyje (szkoda cholerna), a poza tym posiadał zgryźliwe, przewrotne poczucie humoru. Tak przewrotne, że jako egzaltowana nastolatka nie dostrzegałam go wcale. Także ten.
Każdy szanujący się coach (kołcz) posiada umiejętność szałowego wyglądania na zdjęciu. Uśmiech kołcza jest perlisty, wybielany za grube pieniądze. Przez te perły płyną w świat banały. Względnie – myśli przeciwprostopadłe do prawdy, za to przepastne niczym szyb w kopalni. Np.:” Inteligentni ludzie nie miewają depresji, bo umieją zadecydować, jaki będą mieli nastrój.”