Wymiatanie

Za moim oknem coś jakby wiosna. W każdym razie niebo wygląda ostatnio jak niebo, a nie jak odbarwiona w praniu ścierka.

Moja chęć życia jest wprost proporcjonalna do ilości światła w krajobrazie. Ostatnio czerpię ją haustami.

Tak wiele się zmieniło i zmienia wciąż. Przeważnie na dobre. Posiadłam w końcu upragnioną cnotę nie oglądania się za siebie (albo tak mi się wydaje.) Rozpierają mnie energia i poczucie sprawczości – nader egzotyczne przyprawy w cokolwiek mdłej dotąd zupce mego bytowania. Zdążyłam już polubić ich smak. Pamiętacie tę opowieść Tove Jansson o śmiertelnie chorej Filifionce, która wyzdrowiała, gdy oczekując końca rozdała wszystkie swoje (liczne, kłopotliwe i kosztowne) bambetle? Już dzieckiem podejrzewałam, iż tkwi tam głęboka mądrość. Jako dziewczę dorastające W Ferworze Sprzątalniczym wywalałam precz, co się da – puste półki uskrzydlają! – a moja skrzętna, śmiertelnie przestraszona życiem mama nieodmiennie wyławiała to, tamto z kosza i przynosiła mi z powrotem.

Tym razem nikt mnie nie powstrzyma.

Wczoraj spakowałam trzy opasłe torby ubrań, których nie noszę. Razem jakieś dwadzieścia kilo dóbr. Wiele z tych rzeczy miałam na sobie raz. Innych – nigdy; poupychane w zakamarach szafy (a szafsko mam gargantuiczne – trzydrzwiowe, całościenne, można by tam kilka sztuk dorodnego chłopa schować) czekały na dzień, gdy będzie mi się chciało np. wymienić guziki na bardziej frymuśne. Otóż nigdy nie będzie mi się chciało.

Przewiozłam ten majdan przez pół miasta, sapiąc niczym nosorożec. Oddałam w ręce organizatorom wydarzenia pt. Ciuchowisko. Zasadnicza idea była taka, że odzież przyniesioną zsypuje się na sterty, zaś następnie każdy obecny może sobie z tej kupy coś wybrać. W praktyce zwyciężyło przenoszone genetycznie (boć przecie nie drogą doświadczeń własnych; widziałam na miejscu osoby młodsze ode mnie o dychę i więcej) w narodzie nastawienie pt. „dają, to trza brać!” Rzuciwszy okiem tu i tam (jakoś nic z oferty nie wydało mi się dostatecznie ponętne, by się po to schylić) klapnęłam sobie na komfortowej skóropodobnej pufce i z przyjaznym zainteresowaniem obserwowałam tłum płci żeńskiej, który kłębił się namiętnie wokół stosów darmowej garderoby. Widziałam szkliste, rozbiegane oczy i ręce atakujące błyskawicznie niczym węże. Moje zdecydowanie nie pierwszej młodości łachy chyżo poznajdowały sobie nowe właścicielki, tulące je do łona niczym drogi skarb. Gdybym miała cygaro (i umiała palić cygaro) to właśnie wtedy, właśnie tam bym je zapaliła. Z drugiej strony  – zjawisko zasługuje na coś więcej niźli podlana poczuciem lepszości własnej żartobliwość. Czemu właściwie pozwalamy, żeby naszymi emocjami władały zmięte szmaty? Piszę „my”, gdyż jestem przekonana, że tak samo śmiesznie wyglądam, trawersując wypchane do niemożliwości wieszaki w lumpeksie w dzień dostawy.  Toż wiele owoców moich wypraw do szmatolandu wylądowało najpierw w ciemnym zakątku szafy, a potem na tej kupie. Nieraz wyszukiwałam te nieszczęsne łaszki z wypiekami na twarzy – by w końcu pozbyć się ich bez mikrona żalu. Daje do myślenia, prawda?

Nadal mam w szafie kupę rzeczy. Ale jest to kupa zasadniczo mniejsza i wkrótce całkiem się z nią rozprawię. Mam także pełne szafki, których zawartości nie sprawdzałam od dawna. Mam bambetle, których jedyną funkcją jest zbieranie kurzu. Oraz książki, których już nie czytam i czytać nie będę.

Nadszedł czas na wymiatanie.

4 thoughts on “Wymiatanie

  1. E, tam; ja nie lubię pozbywać się swoich „szmat”. A nawet jeśli w przypływie desperacji którąś wywalę, to nocą wstaję, by do łask (z kosza) przywrócić:-)). Kocham szmaty!!!

  2. Filifionka wyzdrowiała, gdyż opowiadała sobie z przyjaciółmi śmieszne historyjki i ze śmiechu wyleciała jej kość, która uprzednio utkwiła w żołądku czy tam gdzieś (rozdawanie przedmiotów było przyczyną bardziej pośrednia, tzn. dzięki niemu tych przyjaciół nabyła). Pozdrawiam – maniakalna wielbicielka Muminków, nieznosząca wszelkich zakupów odzieżowych. 😛

    • Ano, tak właśnie było. Dopuściłam się skrótu myślowego.
      Zakupy bardzo lubię, zwłaszcza, od kiedy wynaleziono handel przez internet, ale umówmy się – jest tysiąc ciekawszych rzeczy do roboty. Również pozdrawiam!

Skomentuj Zmieniłamksywkę Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *