Multitasking, dziwko.

Jestem upośledzona technologicznie.

Długo udawało mi się unikać tej bezlitosnej prawdy o sobie. Wszak dzień zaczynam od zerknięcia, co też tam przez noc na FB przyrosło (łamiąca wiadomość: nic, coby obróciło me dotychczasowe życie i myślenie w gruzy) zaś do osobników nie posiadających konta tamże odnosiłam się z łagodnym zdziwieniem, nie tak znów subtelnie podszytym kpiną.

Tymczasem sama należę do rasy dinozaurów. Tych, co to miały za krótkie rączki, toteż młódź biegła w internetach konsekwentnie podziera z nich łacha. Czas spojrzeć w twarz brutalnym faktom:

1) Nie mam czynnego konta na twitterze. W przypływie optymizmu założyłam je nawet, lecz pokryło się kurzem. Jeszcze jedna platforma, z której miałabym ciskać w zatłoczony eter doniosłe komunikaty w rodzaju „Zjadłam, wydaliłam”? Dajcieżeż spokój.

2) Nie mam czynnego konta na tumblrze ani na pintereście (czy też jak się toto odmienia.) Owszem, lubię czasem, znajdując się na dnie dna prostracji, wynudzenia i czczości umysłowej pooglądać sobie fajoskie kolorowe obrazki. Jednak założenie, iż miałabym wziąć czynny udział w grubo cukrzonej kołomyjce pt. „patrz-jakie-ładne-zapomnisz-mnie-za-chwilę”, dorzucić swe 0.000005 grosza do bezbrzeżnego oceanu pierdół – tudzież oddawać się podobnym czynnościom regularnie, śmierdzi mi smutnym absurdem. Oraz wysiłkiem. Nie popieram wysiłku, a już zwłaszcza takiego, który ze swej natury jest całkowicie zbędny.

3) Mój smartfą to starożytny pierwszy model, odziedziczony po byłym. Dzielny staruszek, porysowany wzdłuż i wszerz. Zasadniczo pełni swą funkcję podstawową – DZWONIĘ Z NIEGO, ROZUMICIE – oraz składnicy muzyki, którą owszem, stale muszę mieć przy sobie. Rok czy dwa lata temu tajemniczo utracił umiejętność łączenia się z internetem i tak już zostało. Mam w swej chacie z sitowia normalny komputer i do głowy by mi nie przyszło przeglądać poczty na mikrym wyświetlaczu tego piprztycla. Natomiast na mieście jestem skazana na trwały pobyt w RL. Kiedy zgubię się na ulicy, najzupełniej analogowo zaczepiam przechodniów i pytam ich o drogę. A oni mi odpowiadają! (Słuchajcie, dzieci, słuchajcie, co wam babcia powie.)

4) Nie umiem robić trzech rzeczy naraz.

multitaskingNie ma z czego być dumną. To cecha jest wybitnie retro i skazuje na samotność.

W dziesięciu rozmaitych miejscach czytałam, jak to zasadniczą cechą Człowieka Naszych Czasów (w odróżnieniu od Człowieka Czasów Nienaszych, który, jak mniemam, zszedł bezpotomnie w przedsmartfonowych latach 90. i tam też jego miejsce, razem z kaseciakami i nostalgiczną flanelą w kratę) jest multitasking. Wielozadaniowość.

Ponoć technologie to wymusiły. Attention span się skurczyło, natomiast wzrosły możliwości. CNC potrafi oddawać się rozmaitym czynnościom o zróżnicowanej ważności równolegle. Naprzemiennie. Jednocześnie. Np. tworzyć tekst o walorach literackich (czy publicystycznych) prowadząc przy tym czatową pogadankę z żywą osobą. Albo gotować obiad, komponować muzykę na laptopie i kręcić sobie loki.

Jestem dla takich jednostek nieodmiennie pełna smutnego podziwu. Ponieważ ja Nie Potrafię. Jak czytam, to czytam – zdarzało mi się zapaść w lekturę tak dokumentnie, idąc ulicą z otwartą książką na wysokości wzroku, że dopiero wrzask klaksonu przywracał mię rzeczywistości. Kiedy jadę pociągiem, przez pierwsze dwie godziny wyglądam po prostu przez okno; banalna czynność obserwacji (jesteśmy w mazowieckim, więc: drzewo – pole – drzewo) sprawia mi autentyczną frajdę. Kiedy jem, to jem, z każdym zachłannym kęsem doceniając smak, aromat i konsystencję. (Czy wspomniałam już o tym, że uwielbiam jeść?) Gdy rozmawiam z kimś, kto jest daleko, mrugające okienko komunikatora staje się absolutnym ośrodkiem mej uwagi. Wyjątki od tej reguły notuje się rzadko oraz w nadzwyczajnych okolicznościach.

A słuchając muzyki sama po trochu staję się muzyką. Dźwięki i rytmy oddziaływują na mnie z intensywnością narkotyku. Popularne wśród bliźnich podejście pt. „a niech coś tam sobie w tle brzęczy” odbieram jako brutalny gwałt na zmyśle słuchu. Miałam kiedyś w pewnej pracy takie miesiące, że codziennie zmuszona byłam słuchać radia; ta drobna nieprzyjemność omal nie zamieniła mnie w psychola z siekierą.

Zdaję sobie sprawę, ile tracę. Tak wiele czasu zmarnowałam. Nie przeczytam pizdyliona książek, nie zdążę. Nie zobaczę mnóstwa filmów. Do modnych seriali, którymi żyje sieć, nawet nie podchodzę na poważnie; przy moim refleksyjnym przerobie trwało by to tysiąc lat. Nie wyciągnę z internetów tego, co najlepsze, bo dwie otwarte zakładki na krzyż to dla mnie absolutny limit skupienia uwagi. A i wtedy robię się rozkojarzona oraz nienazbyt szczęśliwa.

Bywa, że dopada mnie poczucie nieadekwatności, graniczące z urazą. Znajomy z oddali oznajmił mi ostatnio: „Już drugi tekst napisałem, gawędząc z tobą.” Z pewnością nie miał nic lekceważącego na myśli, a i tak zrobiło mi się łyso. Ja w tym czasie wyłącznie rozmawiałam z nim.

10 thoughts on “Multitasking, dziwko.

  1. Eh… ja tam nawet nie potrafię jednocześnie jeść i oglądać tych wszystkich sławnych seriali. Pewnie dlatego w razie zombie-apokalipsy z mojej klawiatury dałoby się wytrząsnąć zapasy żywności na tydzień…
    (A podobno podzielność uwagi i zamiłowanie do porządku to wrodzone cechy prawdziwej kobiety;)

    • Prawdziwa kobieta podnosi się z pościeli w pełnym makijażu. Zaś po domu popyla w takich klapeczkach na obcasikach, tych z puchatymi czubkami. Ani Ty, ani ja nie doskoczymy do tego.

  2. „najzupełniej analogowo zaczepiam przechodniów i pytam ich o drogę” – to zupełnie jak ja, a już myślałam, że jestem ostatnim dinozaurem 😉 Przylazłam na Twój blog ze stronki Raya i bardzo się z tego cieszę 😉 Pozdrawiam ciepło!

  3. A ja tam potrafię być wielozadaniowe, ale mam wrażenie, że to dlatego, że z moim mózgiem coś jest nie tak (z resztą to jedno z wielu jego dziwactw). Pomimo bycia wielozadaniowym socjopatycznym dziwadłem, nauczyłom się jednak, że rozmowa z kimś i robienie-czegokolwiek-innego jest zwyczajnie nieuprzejme. Nawet jeśli postępowanie odwrotne jest mało wydajne.

    Co do najnowszego smartfona, ja mam, bo kocham te małe cholerne zabawki, takie moje zboczenie, ale zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest on mi (i większości ludzi którym go wciśnięto) specjalnie potrzebny. Odtwarzanie MP3 to miała nawet ukradziona mi kiedyś nokia za złotówkę ze zwykłą klawiaturką i niedotykowym ekranem. Działało. Maile też się dało na niej odbierać, choć fakt, że odpisywanie było już fatalnym pomysłem.

    Poza tym samo nie wiem, czy jestem na czasie, marzę o zwykłym etacie, nie pragnę być elastyczne i dostosowujące się do warunków, nie planuję zmieniać miejsca zamieszkania i nie mam pojęcia, co dzisiaj jest modne i na topie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *