Dlaczego można chcieć usunąć ciążę i to akurat w Wigilię?

Szanowni,

nie pisałam, bo też i nie czułam takiej potrzeby. Sytuacja ta uległa zmianie.

Tytułowana przez media „znaną feministką” Katarzyna Bratkowska oznajmiła publicznie, iż jest w ciąży, którą zamierza przerwać w Wigilię. (źródło tu: http://wyborcza.pl/1,75478,15180076,Feministka___Jestem_w_ciazy__Aborcja_w_wigilie___Jezuita_.html)

W społeczeństwie, w którym żyjemy, termin „feministka” wielu zdawałoby się myślącym i całkiem sympatycznym ludziom kojarzy się silnie z „jakaś głupia” czy wręcz „wariatka”, mniemam więc, iż publikatory dobrze wiedziały, co robią, opatrując autorkę prowokacyjnej wypowiedzi taką właśnie łatką. Ale ja nie o tym. Na Bratkowską wylano wiadro pomyj. Bardzo wyważenie, tonem chwalebnie powściągliwym napisał o tym Ray (o, tu: http://miloscpo30.net/?p=755).

Ja nie jestem ani wyważona, ani przesadnie powściągliwa. Niemniej, potrafię nie kląć co trzecie słowo, jeżeli się bardzo postaram. Dla dobra sprawy postanowiłam podjąć ów wysiłek.

Czytelniku! Jeżeli deklaracja pani Bratkowskiej wzbudza w Tobie uczucia oscylujące między pobłażliwym rozbawieniem („te feministki to pocieszne są, he, he”) pogardą („się nie zabezpieczała, tępa dzida jedna, a teraz dupę zawraca”) a głębokim oburzeniem („co za potworność”) to zapraszam do lektury. Chętnie Ci wyjaśnię, jak można chcieć usunąć ciążę – i to akurat w Wigilię.

Obiecuję przy tym nie uczęstować Cię żadnym z epitetów, którymi hojnie obrzucono Katarzynę Bratkowską. Pełna kultura, zero mowy nienawiści. Umowa stoi?

Jako, że najprościej wyjaśnia się na przykładach: Oto trzy kobiety w wieku – jak by to określił mistrz Sapkowski – łożnicowym.

(Nieczytającym mistrza wyjaśniam, iż oznacza to przedział życia, w którym damska aparatura rozrodcza działa sprawnie i możliwe jest spłodzenie potomstwa.)

Nazwijmy nasze panie umownie: Adą (29 l.) Beatą (23 l.) oraz Cesią (35 lat.) Posłuchajmy przez chwilę, co mają do powiedzenia.

Ja: – Powitajmy w studiu Adę, Beatę oraz Cesię! Dziewczyny, powiedzcie czytelnikom coś o sobie.

Ada: – Dzień dobry. Za rok dobiję do trzydziestki. Nie cieszy mnie to specjalnie. Może dlatego, że nie bardzo mam się czym pochwalić? Od lat walczę z depresją, aktualnie jestem bezrobotna.

Beata: – No to słabo! Ja tam lubię swoje życie. Mam 23 lata, kończę studia, które uwielbiam i łapię różne drobne zlecenia, gdzie się da. W luksusy nie opływam, ale da się wytrzymać. Zresztą, wszystko, byleby nie gnić w korpo za biurkiem!

Cesia: – Ja jestem tu najstarsza i świetnie sobie radzę w tym pogardzanym przez Cię, Beatko korpo. Awansuję z roku na rok i bardzo przyzwoicie zarabiam. Jestem z siebie dumna. Minusy są takie, że praktycznie nigdy nie ma mnie w domu.

Ja: – Jak widać, niemal wszystko was różni, moje panie. Ale jedną cechę macie wspólną. Wszystkie jesteście w ciąży.

Ada: – Tja.

Beata: – No shit, Sherlock.

Cesia: – Niestety.

Ja: – Muszę przyznać, że nie brzmi to zbyt entuzjastycznie. Opowiedzcie moim czytelnikom coś więcej. Jak do tego doszło? (śmiech z puszki)

Ada:  – Bardzo zabawne, bardzo. Poszłam z kolegą do łóżka i guma nam się zsunęła. To było trzy tygodnie temu. Wczoraj zrobiłam badanie krwi i mam już pewność.

Ja: – A czy kolega o tym wie?

Ada: – A musi? To tylko kolega. Świetny facet zresztą. Ale wiesz, z kredytem na karku. Takim na 30 lat. Jego domowy budżet raczej nie uwzględnia paru tysiączków na aborcję.

Ja: – Rozumiem, że nie zamierzasz mu powiedzieć?

Ada: (zirytowana) – Ale drążysz. Nie, nie zamierzam. Lubię go, wiesz? Naprawdę. Nie zasłużył sobie na taki stres.

Beata: – Z tym śmiechem z taśmy to przegięliście. Ja na przykład w ogóle nie znam egzemplarza, z którym zaciążyłam.

Ja:  – Egzemplarza?

Beata: (ze śmiechem) – No, tego faceta. Wiem tyle, że jest cholernie wysoki i ma zielone oczy. Ale lasko, jak zielone! Te oczy mnie wzięły. Na imprezie to było. Trzy tygodnie temu. Poszliśmy do kuchni. Drzwi trzeba było zastawić krzesłem (śmieje się) a i tak się ciągle ktoś dobijał. Biorę pigułki, ale akurat tego dnia o jednej zapomniałam.  No, a wczoraj zrobiłam test i jest słabo. Znaczy, dwie kreski.

Ja: – Próbowałaś się jakoś skontaktować z ojcem dziecka?

Beata: (poważniejąc) – Zaraz tam ojca. To tylko trzy komórki na krzyż. Nie, oczywiście, że nie. Nikt z moich znajomych nie ma na niego namiarów. Zresztą, po co?

Ja: – Twoje podejście do kwestii rodzicielstwa wydaje się dość liberalne. Niektórzy nazwali by te trzy komórki na krzyż poczętym dzieckiem.

Beata: – Dziewczyno, ja jestem ateistką. Nie dotyczy mnie to. Tacy Sikhowie w Indiach wierzą, że trzeba nosić turban. To, że oni tak wierzą, znaczy, że ja też muszę?

Cesia: (wzdycha)

Ja: – Cesiu, czy jest coś, o czym chciałabyś nam powiedzieć?

Cesia: – Tyle, że ja znam ojca swojego dziecka. Jesteśmy w stałym, chociaż nieformalnym związku.

Ja: – W takim razie wszystko skończy się dobrze! Rodzina wam się powiększy.

Cesia: (rozeźlona) – Nina, naprawdę jesteś taka głupia, czy tylko udajesz? Po pierwsze: on już ma dwoje dzieci z poprzedniego małżeństwa. I na pewno nie chciałby więcej. Po drugie, najważniejsze – ja nie chcę.

Ja: – Nie chcesz?

Cesia: – Nie chcę! Kocham swoją pracę. Uwielbiam się w niej spalać. Spędzam w firmie sporą część życia, z czego większość w ciągłych rozjazdach. Kiedy miałabym się tym dzieckiem zajmować?

Ja: – Jestem pewna, że jego ojciec by ci pomógł…

Cesia: – Pewnie tak, gdybym go zmusiła. On ma własną pracę, która go pochłania. Jesteśmy szczęśliwymi, spełnionymi ludźmi, rozumiesz? Żyjemy jak lubimy. Nie widzę powodu, by to zmieniać.

Ja: – Czemu w takim razie nie brałaś pigułek antykoncepcyjnych, które gwarantują niemal stuprocentową pewność zabezpieczenia? To samo pytanie kieruję do Ady.

Cesia:  – Chętnie brałabym pigułki. Ale nie mogę. Jestem kobietą po trzydziestce, palę nałogowo, mam w rodzinie historię problemów z krążeniem. Żaden odpowiedzialny lekarz mi ich nie zapisze.

Ada: (apatycznie) – Ja biorę antydepresanty. Skuteczność pigułek można sobie wtedy o kant pośladków potłuc.

Ja: – Skoro wiedziałaś o tym wcześniej, może warto było powstrzymać się od przygodnych kontaktów seksualnych? Poczekać na coś trwałego…

Ada: – Na rycerza z domkiem i ogródkiem? Jakoś nie marzy mi się domek. Ani ogródek. Ani małżeństwo. I powiem Ci szczerze – uwielbiam seks. Jest jedną z nielicznych radości w moim smutnym życiu. Ale dzieci się brzydzę.

Ja: – ?..

Ada: – No, brzydzę się i już. Zresztą, obrzydzeniem napełnia mnie sama myśl, że miałabym hodować coś żywego we własnych wątpiach.

Beata: – Ja tam nie mam nic przeciwko temu, ale ludzie, przecież nie teraz! Jestem singielką, mieszkam kątem, zarabiam grosze. Z czego miałabym to ewentualne potomstwo utrzymać?

Cesia: – A ja zgadzam się z Adą. Może nie aż obrzydzenie, ale niechęć do dzieci odczuwam na pewno. Nie mam instynktu macierzyńskiego i dobrze mi z tym.

Ja: – Chyba wiemy już wszystko. Opowiedzcie naszym czytelnikom o swoich planach.

Ada: – Wyjmuję oszczędności z konta i idę na zabieg. Choćby dziś. Odetchnę z ulgą, kiedy ten stres się wreszcie skończy.

Beata: – Pożyczę forsę po przyjaciołach i jak wyżej. Nie ma na co czekać. No trochę przykro, że tak wyszło, ale będę jeszcze kiedyś miała dzieci. Ale najpierw muszę mieć porządny dom, a nie tylko materac na cudzej podłodze. Kochający, odpowiedzialny facet też by się przydał (śmieje się.)

Cesia: – Mam ten komfort, że nie muszę sobie niczego odmawiać, żeby opłacić usunięcie ciąży. Poza tym, w Holandii, gdzie teraz mieszkam, ten zabieg jest całkiem legalny i powszechnie dostępny. To będzie dziś. W rzeczy samej, nie ma na co czekać.

Ja: – W takim razie życzę Wam wszystkim powodzenia i dziękuję za udział w tej fikcyjnej audycji.

37 thoughts on “Dlaczego można chcieć usunąć ciążę i to akurat w Wigilię?

  1. Otóż to. Bywa i tak – bez dramatu, rwania włosów z głowy i jęków. A politycy polityczne debaty nad życiem napoczętym gdzieś tam sobie, daleko od rzeczywistości..

  2. Dzielnie z zadania się wywiązałaś. Udało Ci się ani razu nie poczęstować nas słowem na „k”. Mnie ono wyrywało się średnio co drugie zdanie.
    Każda akcja wywołuje reakcję. Jeśli kobieta nie zamierza zgodzić ze swą biologią, powinna podjąć działania zaradcze. Takie, które pozwoliłyby jej zrezygnować z tych niechcianych funkcji. Żelazny „fundusz remontowy” zapewnić ma niezależność? Lecz ileż razy można się skrobać – czy skórka opłaci się za wyprawkę? Co powiecie na sterylizację, moje drogie Panie? Zero obaw o niechcianą ciążę, gdy właśnie najdzie Was chętka na seks podczas przerwy w pracy. Z kimkolwiek, kto akurat będzie tamtędy przechodził.

      • Tak zabrzmiało? Ależ nie, po prostu myślę, że warto rozsądnie gospodarować tym „kapitałem”, którym się dysponuje; po to, by go za szybko nie rozdysponować. Ludzie dłużej żyją, chcą być dłużej młodzi, a tym samym dłużej korzystać z wszelkich dobrodziejstw.
        Ustawy? Dla chcącego, nic niemożliwego:-).

        • Nie bardzo pojmuję, co rozumiesz przez „rozdysponowalny kapitał”. Na myśl przychodzi mi celne, acz mało eleganckie ludowe powiedzenie: „cipka nie mydło, nie rozpuści się.”

          Ustawy? Mieszkasz w Polsce, Errato? Orientujesz się w realiach? Czy znana Ci jest ostatnia inicjatywa sejmowa, mająca na celu doprowadzenie do karania kobiet, które dopuściły się aborcji na równi z dzieciobójczyniami? W takim klimacie politycznym legalnie dostępnej na życzenie sterylizacji nie doprosimy się jeszcze długo. A czas – osobisty, życiowy czas każdej z nas – bieży.

  3. Lecz ileż razy można się skrobać – czy skórka opłaci się za wyprawkę?
    A pozwolisz, że kwestie opłacalności będzie oceniać sama zainteresowana?

  4. Alternatywą dla pigułek jest wkładka wewnątrzmaciczna tradycyjna lub uwalniająca minimalne ilości hormonów (Mirena). Wprawdzie ani wkładki tradycyjne, ani Mirena nie są wolne od działań niepożądanych, ale Mirena ma skuteczność porównywalną z zabiegiem sterylizacji, działa bodajże przez 3 lata i może być stosowana przez osoby, które nie mogą brać pigułek (jej minusem jest niestety wysoki koszt). Skuteczność prezerwatyw można zwiększyć, stosując je łącznie ze środkiem plemnikobójczym. Dziewczyna, która nie stosuje ani pigułek, ani innego hormonalnego środka antykoncepcyjnego, a prowadzi w miarę regularny tryb życia (wstaje codziennie o zbliżonej godzinie, nie zarywa nocy), może się pokusić o monitorowanie cyklu poprzez mierzenie temperatury i obserwację śluzu, wtedy można z grubsza oszacować, kiedy trwa okres płodny, i nie ryzykować w te dni współżycia nawet z prezerwatywą. Do czego zmierzam – jasne, że żaden środek antykoncepcyjny nie daje 100% pewności, ale jednak warto te wszystkie alternatywy znać. Jeśli ciąża będzie dla kogoś katastrofą, to jednak, imho, ZAPOBIEGANIE tej ciąży powinno być priorytetem (i piszę to ja, 33-latka bezdzietna z wyboru, która o zajściu w ciążę myśli w podobnym duchu jak Ada: nigdy nie chciałam mieć dzieci, odrzuca mnie sama myśl). Nie jestem też przekonana, czy seks z przypadkowym facetem na imprezie na pewno wart jest ryzykowania skrobanką, ale to kwestia gustu.

    • Agnieszko,
      zgadzam się absolutnie w kwestii, iż zapobieganie winno być priorytetem. Ostatecznie zabieg przerwania ciąży nie dość, ze kosztuje, to jeszcze nie jest bynajmniej obojętny dla organizmu. Niemniej, wierzę głęboko, iż zarówno kiedy ta antykoncepcja zawiedzie jak i w sytuacji, gdy ŻADNA antykoncepcja nie została zastosowana – należy bezwzględnie udostępnić pechowczyni alternatywę. W imię jej niezbywalnego prawa do decydowania o własnym ciele i losie. Może mi się wcale nie podobać, że ktoś sypia z przygodnymi ludźmi po imprezach (np. komentująca powyżej Errata wydaje się mieć z tym spory problem) ale nie czyni to sypiającej jednostką wyjętą spod owego prawa. W ogóle próby, nawet subtelne, wartościowania seksualnych zachowań bliźnich są mi wstrętne.
      Odnośnie do tych wkładek: nasze bohaterki pytały o nie w różnych (polskich) gabinetach ginekologicznych i nieodmiennie odsyłano je z kwitkiem. Cytuję: „To już jak pani urodzi” (sic) lub grzeczniejsze: „Takie rzeczy zakłada się wyłącznie kobietom, które rodziły.” Naprawdę. Słyszałam, iż po Nowym Roku ma wejść na rynek wkładka przeznaczona dla programowo bezdzietnych. Mam nadzieję, że to prawda.

      • Nasze komentarze minęły się w eterze 🙂 Spośród bohaterek opisanych w artykule, myślę, że z zorganizowaniem wkładki najmniejszy problem miałaby Cesia, która mieszka w w Holandii. Uczciwie mówię, że nie wiem, ilu ginekologów w Polsce jest skłonnych zaproponować wkładkę kobiecie, która nie rodziła, wiem tylko, że taka możliwość istnieje na Zachodzie.

        • Owszem, Cesi jest najłatwiej. 🙂 Niestety nie możemy wszystkie emigrować a rzeczywistość lokalna budzi solenny gniew.

    • Aha – kwestia stosowania spiral u nieródek budzi kontrowersje (trudniejsze założenie plus fakt, że wkładka zwiększa podatność na stany zapalne narządów rodnych, więc zawsze jest jakieś tam, niewielkie ryzyko utraty płodności), ale jak najbardziej mogą być u nieródek stosowane, tylko nie są popularne:
      http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/20500940
      http://www.medicalobserver.com.au/news/iuds-appropriate-for-nulliparous-women
      Aktualnie nie są polecane jako metoda antykoncepcyjna z wyboru w tej grupie, ale to się będzie powoli zmieniać.

      • Ha, widzisz, istnieje cały ocean różnicy pomiędzy „nie są polecane dla tej grupy” a opryskliwym: „Jak pani już urodzi, to proszę z tym do mnie przyjść, wcześniej nic z tego.” Gdy Ada zwierzyła się ginekolożce, iż dzieci ją mierzą i na pewno mieć ich nie zamierza nigdy, została uczęstowana odwiecznym: „Pani jest młoda, jeszcze się to pani odmieni.” Wnioski rysują się dwa. Pozytywny – że jednak jest iskierka nadziei dla kobiet, które nie mogą stosować pigułek.Oraz przygnębiający – iż wszystko tu zależy od widzimisię lekarza. Zdeterminowana kobieta z dużego miasta ewentualnie odbędzie pielgrzymkę po kilku(nastu?) specjalistach i natrafi w końcu na takiego, który raczy zainstalować jej tę wkładkę. Podczas gdy kobieta z miasta małego, gdzie lekarz jest jeden, lub też wsi szansę na dochrapanie się tej metody antykoncepcji ma niewielką.

        • Tak, poza tym dochodzi jeszcze kwestia kosztów, wiem 🙁 Ale ja z całą rozważaną powyżej kwestią aborcji mam taki problem, że z jednej strony rozumiem – naprawdę, rozumiem jak cholera – uczucia osoby, która woli ciążę usunąć niż donosić i urodzić, a z drugiej – istnieje różnica między podejściem „aborcja jako ostateczna ostateczność” a „zabieg medyczny jak każdy inny” i to się przekłada również na podejście do zapobiegania ciąży oraz do seksu. Nie podoba mi się traktowanie aborcji jako alternatywy dla pigułek.

          • Agnieszko,
            pojmuję Twoje opory. Mnie z kolei nie podoba się odmawianie zabiegu medycznego komuś, kto go potrzebuje w oparciu o takie argumenty jak wewnętrzny sprzeciw czy wręcz moralny niesmak odmawiającego. Wolność od niechcianej ciąży winna być święta i już. Obecnie jest inaczej, co się w najlepszym razie kończy nieszczęśliwym, niekochanym, nikomu niepotrzebnym dzieckiem, zaś w najgorszym z możliwych – beczką po kapuście.

  5. Jeszcze taka refleksja ogólna: jakie zdanie na temat ciąży bohaterek mają ojcowie? Bo może im wcale nie byłoby wszystko jedno, czy ciąża zostanie usunięta, czy nie? Może jednak mają prawo wiedzieć, nawet wtedy, kiedy chodzi o owoc jednej jedynej przygody po nietrzeźwemu? Zauważ, że i Ada, i Beata, i Cesia wzięły na siebie CAŁĄ odpowiedzialność za „wpadkę” tudzież jej konsekwencje. Chyba nie na tym ma polegać równouprawnienie, że facet dostaje dziewczynę za przeproszeniem jak na talerzu, a ewentualna ciąża totalnie mu wisi.

    • Agnieszko, z moich (ograniczonych, przyznaję pokornie) obserwacji życiowych wynika, iż na współpracę zainteresowanego można liczyć. Tzn. defaultową reakcją w takich przypadkach jest a) propozycja pokrycia/partycypowania w wydatku, gdy mężczyzna posiada Klasę; b) wzrusz ramion oraz sugestia: „no, mam nadzieję, że to jakoś rozgonisz” gdy mężczyzna tej Klasy nie ma znowuż tak wiele. Nie dziwi mnie to ani nie oburza. Z przypadkiem, gdy autor przypadkowej ciąży zapragnął jej kontynuacji i jął przekonywać do tego kobietę – nie zetknęłam się osobiście nigdy. Jednonocny towarzysz Beaty po prostu zniknął bez śladu. Ada i kolega Ady uzgodnili swój (zgodny, dodajmy) stosunek do wiadomej kwestii, zanim weszli do tego łóżka. Zaś partner Cesi zakomunikował jej, iż ma już dwoje pociech i dalszego rozrodu zamierza uniknąć. Zapewne powinnam to jasno wyłożyć w tekście. Dzięki, że zwróciłaś uwagę.

  6. Przemyślałam sprawę przez noc.

    1. O ile nie fetyszyzuję „zlepka trzech komórek”, z którego może powstać mały człowiek, ale nie musi, o tyle (jakkolwiek należę do osób, które starają się bliźnich nie oceniać) niezbyt podoba mi się postawa życiowa prezentowana przez wszystkie trzy bohaterki oraz ich partnerów: wolna miłość chętnie, ale jak ciąża, to usunąć, a jeśli mężczyzna ma Klasę, to ewentualnie w uprzejmości swojej dofinansuje zabieg. To jest postawa „usunąć problem, żeby można było żyć tak jak do tej pory”. Teraz wyobraź sobie społeczeństwo, w którym taka postawa zaczyna być ogólnie sankcjonowaną i oczywistą normą – w stosunku do różnych problemów, od matki z Alzheimerem poczynając, a kończąc na dziecku z porażeniem mózgowym. Zresztą co tam Alzheimer – pojadę mniejszym a bliskim nam kalibrem: żona/partnerka z depresją.

    2. Sądzę, że w przypadku takich osób jak Ada, które zakładają, że nigdy nie będą chciały mieć dzieci, u których niechęć do ciąży i rodzenia to nie kwestia egoizmu tylko głębszego problemu (naprawdę BARDZO dobrze rozumiem emocje „ja się nie nadaję na matkę, brzydzę się dzieci, nie umiałabym dziecka pokochać i go wychowywać, przeraża mnie sama myśl”, zwłaszcza u osoby z depresją), prawo powinno dopuszczać sterylizację i ustalić wytyczne, testy psychologiczne, które pozwalałyby kandydatkę zakwalifikować do zabiegu. To moje prywatne zdanie, może radykalne, ale rozumiem, że istnieje podgrupa kobiet, które noszą w sobie jakąś skazę, ranę na psychice, która sprawia, że odrzucają samą myśl o macierzyństwie. Sama należę do tej grupy.

    3. Pytanie konkursowe: czy Ada, Beata i Cesia zdecydowałyby się na aborcję, gdyby partner bardzo stanowczo głosował za donoszeniem ciąży i deklarował, że w razie czego on chętnie weźmie dziecko na wychowanie, gdyby pani nie była zainteresowana stałym związkiem ani wychowywaniem dziecka?

    Nie podoba mi się świat, w którym równouprawnienie miałoby oznaczać, że z wyzwolonymi kobietami sypia się tak po prostu, nieważne czy jesteśmy w związku, czy nie jesteśmy, a facet nijak nie odpowiada za to, co zmajstrował, co najwyżej może się dorzucić do skrobanki. Zawsze sądziłam, że jestem tolerancyjna i lewicująca, a – cholera – nie podoba mi się to.

    • Agnieszko,

      1) Piszesz tak, jakby powszechna dostępność aborcji miała być przyczynkiem do upadku cywilizacji i więzi międzyludzkich. Moim zdaniem to solidne pomieszanie pojęć. Co ma piernik do wiatraka? Płód nie jest ani człowiekiem, ani obywatelem i prawa rezerwowane dla ludzi (tudzież obywateli) nie powinny mu przysługiwać. Poza tym zwróć uwagę, iż nielegalne aborcje odbywają się w tym kraju codziennie. Wszędzie. Odbywają się w atmosferze zaszczucia, lęku i upokorzenia. Ich dostępność i legalność zmieniła by właśnie to, nic więcej.

      2) Zgadzam się. Szkoda, że prawodawcy nie są (i długo nie będą) zainteresowani taką opcją. („Żeby kobieta zdecydowała, że z płodnością trwale jej nie po drodze? – widział kto takie bezbożne, lewackie fanaberie?!”) W zamian mamy wypuszczane cichaczem propozycje zaostrzenia i tak drakońskiego prawa.

      3) Mogę ci na to pytanie odpowiedzieć krótko: nie, nie byłyby. Żadna z nich. Ciąża trwa 9 miesięcy i jest ogromnym obciążeniem dla organizmu – fizycznym i psychicznym. Kobieta nie chcąca dziecka nie zdecyduje się na takie poświęcenie tylko dlatego, że ją ktoś poprosił. Ja bym się na to z pewnością nie zdecydowała.

      4) Agnieszko, mnie też się ten świat nie podoba, choć z innych nieco przyczyn. Ale w moim rozumieniu seks służy do seksu, do celebrowania radości życia w najczystszej formie. Bez domyślnej opcji pt. „wielka, całożyciowa odpowiedzialność.” Nie mam żalu do mężczyzn, iż tej odpowiedzialności nie chcą i migają się od niej, jak mogą. O ile oferują pomoc przy sfinansowaniu zabiegu oraz wsparcie psychiczne (jeśli kobieta o nie poprosi) są dla mnie jak najbardziej w porządku.

      • Nino, dla mnie każda z opisanych przez Ciebie bohaterek ma problem z więziami międzyludzkimi. I nie chodzi mi o to, że sama dostępność aborcji miałaby powodować zanik więzi, tylko że nie podoba mi się promowanie takiej postawy życiowej, jaką prezentują wszystkie trzy dziewczyny i ich partnerzy, których defaultową reakcją na niechcianą ciążę jest – pozbyć się. Nie podoba mi się, że taka miałaby być społeczna norma. Wiem, nie do końca mam prawo się wypowiadać, bo sama dzieci nie mam i mieć nie chcę, ale mam przyjaciół, którzy są dziećmi „z wpadki”, mam w otoczeniu przykłady małżeństw „z wpadki”, mniej lub bardziej szczęśliwych, ale niekoniecznie mniej szczęśliwych niż te zawierane bez „zachęty brzusznej”. Teraz społeczna norma naciska na matkę, żeby urodzić mimo niesprzyjających okoliczności – ja sądzę (może naiwnie), że byłoby źle, gdyby aborcja na życzenie stała się towarem równie powszechnie dostępnym i budzącym równie mało wątpliwości jak pigułki.

        „…seks służy do seksu, do celebrowania radości życia w najczystszej formie. Bez domyślnej opcji pt. „wielka, całożyciowa odpowiedzialność” – w tej kwestii musimy, jak mawiają Anglosasi, „agree to disagree”, to znaczy – jak się nie zadbało o zabezpieczenie bliskie 100% (nawet sterylizacja ma indeks Pearla bodajże rzędu 0,03, czyli nie daje 100% gwarancji), to trzeba dopuszczać możliwość ciąży. A postawa faceta, który chętnie pocelebruje z kobietą radość życia, ale jeśli spłodzi przy tym dziecko, to będzie je traktował jak niechciany efekt uboczny do usunięcia, bulwersuje mnie jak cholera. Nieważne, czy jest to jego żona, stała partnerka, dziewczyna czy przypadkowa znajoma. Ja naprawdę dziękuję za taki świat, w którym normą miałoby być, że kobiety służą do tego, aby dostarczać mężczyznom przyjemności bez zobowiązań. I dla jasności – nie jestem wierząca.

        Niechciane i niekochane dziecko można przynajmniej w teorii urodzić, a potem zrzec się praw rodzicielskich do niego, dużo bezdzietnych małżeństw ubiega się o możliwość adopcji… Na marginesie – „chcianemu i kochanemu” dziecku też można nieźle nadwichnąć psychikę nadmierną „miłością” przekładającą się na instrumentalne traktowanie, nie wszyscy rodzice, którzy bardzo chcą mieć dzieci, tak naprawdę nadają się do tego, żeby być rodzicami.

        Rozumiem problem, że 9 miesięcy ciąży to spore obciążenie fizyczne, dochodzi problem z życiem zawodowym etc., ale z drugiej strony, czy Twoje bohaterki (zwłaszcza Beata) nie przejmują się ryzykiem chorób przenoszonych drogą płciową? AIDS niszczy zdrowie trochę skuteczniej niż ciąża…

        Gdybyś napisała wpis o Alicji Tysiąc, to nie podjęłabym w ogóle dyskusji, jestem za przerywaniem ciąży w sytuacji, kiedy jej kontynuowanie grozi kobiecie kalectwem lub śmiercią.

        Przypadek kobiety od noworodków w beczce po kapuście mógłby (i powinien) być świetnym przykładem w walce o zmianę prawa dotyczącego sterylizacji. Nawiasem mówiąc, w tej historii moim zdaniem duża (może nawet lwia) część moralnej odpowiedzialności spoczywała na barkach męża:
        http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Noworodki-w-beczce-po-kapuscie-25-lat-dla-matki,wid,11912536,wiadomosc.html?ticaid=111e7f
        „…kobieta poinformowała męża o kolejnej ciąży, a on powiedział, że nie życzy sobie więcej dzieci i żeby po urodzeniu wyrzuciła dziecko na śmietnik. Jolanta K. jeszcze w śledztwie utrzymywała, że taka rozmowa była, określiła jej miejsce i okoliczności, opisała reakcję męża na jej słowa, użytą wobec niej przemoc, cytowała jego wypowiedzi i groźby. ”

        Na koniec – dla mnie przypadek Jolanty K. a przypadki Ady, Beaty i Cesi to nie do końca ta sama bajka. Ze wszystkich podanych przez Ciebie przykładów, rozumiem tylko Adę, tzn. rozumiem jej argumenty – depresja, paraliżujący strach przed macierzyństwem. Beata i Cesia zbulwersowały mnie na tyle, że z uporem maniaka wpisuję tu kolejne komentarze MIMO że aż do przeczytania tego wpisu określiłabym siebie jako „pro-choice”.

        • Agnieszko,
          w moim przekonaniu:

          1) niechęć do macierzyństwa tudzież gotowość do aborcji – a jakość więzi międzyludzkich w życiu konkretnej kobiety to dwie zupełnie różne sprawy.
          2) Nie jest tak, że kobiety mężczyznom służą do seksu. Kobiety i mężczyźni NAWZAJEM sobie ten seks dają i obie strony czerpią zeń mnóstwo frajdy.
          Zaiste, pora ustalić protokół rozbieżności. Ani Ty nie przekonasz mnie, ani ja Ciebie. Niemniej, dziękuję za kulturalną dyskusję. 🙂

          • Nino, jeśli mi wybaczysz, dodam jeszcze po namyśle jedną rzecz: powiadasz, że te dziewczyny, które znają ojców dzieci (Ada, Cesia), nie zmieniłyby zdania, gdyby facet powiedział „bardzo chcę, żebyś urodziła to dziecko, możesz liczyć na wszelką pomoc z mojej strony”, ale trzeba pamiętać, że to, co kobieta nosi w brzuchu, ma 50% genów tej drugiej strony… więc do protokołu rozbieżności dopisz, że moim zdaniem kobieca wolność wyboru kończy się tam, gdzie zaczyna się prawo ojca do dokonania tegoż wyboru. Również dziękuję za dyskusję, za cierpliwość i pozdrawiam.

          • Agnieszko,
            Myśl, że o tym, co się stanie z moim ciałem i całym życiem miałby zadecydować (choćby i bardzo kochający mnie) mężczyzna ścina mi krew na lód. Wzajemnie pozdrawiam!

        • Agnieszko, mam wrażenie, że na Twoje poglądy duży wpływ wywarło wdrukowanie przekonania, że „zlepek trzech komórek” to jednak coś więcej niż tylko trzy komórki. Defaultową reakcją na pryszcz na twarzy jest usunąć i (jak na razie) nikogo to nie oburza.

  7. Nino, rozumiem Twoją determinację, jednak muszę zwrócić uwagę, że nie da się uniknąć wartościowania zachowań bliźnich. Jeśli tak, to rzeczywiście preferujmy subtelne formy:-).
    Kreując tak ekstremalne przykłady chciałaś zapewne wyrazić swój osobisty pogląd na kwestię aborcji.

    • Errato, te przykłady nie są ekstremalne. Są przeciętne. Takich sytuacji zdarza się codziennie wiele.

      Chcesz ekstremalnych przykładów? Poczytaj gazety. Znajdziesz tam historię Alicji Tysiąc, która oślepła, bo odmówiono jej aborcji. Historię kobiety magazynującej kolejne zwłoki swoich świeżo narodzonych dzieci w beczkach. Historię dziewczyny, która zmarła w szpitalu, bo potrzebny jej do przeżycia zabieg kolidował z dobrostanem wczesnego płodu. Zmarła w śpiączce (płód oczywiście też), nikt jej nie zapytał, czy ma aby aż na tyle poświęcenia ochotę.

      Oraz owszem – da się nie wartościować. Była również taka kobieta, która mimo galopującej białaczki zdecydowała się wstrzymać terapię, by móc urodzić dziecko. Urodziła, wkrótce potem zmarła. Wolno jej było oraz mam nadzieję, iż dostała się do nieba, w które mocno wierzyła. Więc widzisz – da się. Trzeba tylko zrezygnować z przyjemnego poczucia, że moje poglądy to te jedyne słuszne. Zwróć uwagę, iż ja tu kobiet obdarzonych instynktem macierzyńskim ani religijnych do aborcji bynajmniej nie namawiam.

  8. Ad. p.3 – ja też nie. Bo nie nadaję się na inkubator w żadnej formie. I nie rozumiem, jak można spłacać sprawę do „zaciśnij zęby na te głupie 9 miesięcy, potem możesz oddać.” Jakby tu chodziło o wytrzymanie 9 miesięcy z nielubianą fryzurą na łbie..

    • Z nielubianą fryzurą niekiedy również musimy wytrzymać. Wtedy, gdy nie zabezpieczyliśmy się przed fuszerką stuprocentowo. Włosy w pięć minut nie odrosną przecież. Podobnie jest z ciążą. Znamy ryzyko. Brzuch rośnie tylko w wyniku wiadomych działań.

  9. Świetny tekst.
    A do wszystkich pań, które uważają, że ktokolwiek oprócz mnie może podejmować decyzje co do mojej macicy w przypadku gdy jestem zdrowa i przytomna na umyśle, uprzejme: proszę się odczepić. Jeśli chcę uprawiać seks codzienne z innym, jeśli gumka pęknie, jeśli właśnie zaryzykowałam bez zabezpieczeń – to nie wasz problem. Ludzi na świecie nie zabraknie, nawet gdyby cała Polska przestała rodzić.

    • Musze sie zgodzic: to powinien byc problem tylko i wylacznie osoby/osob zainteresowanych. Dlatego tak mierzi mnie, ze cala Polska musiala sie dowiedziec o aborcji pani Bratkowskiej. Dla mnie to byla jawna prowokacja i manifestacja braku szacunku wobec osob o konserwatywnych (czyli odmiennych od jej) pogladach. A do wlasnych opinii kazdy z nas ma prawo. I jesli chcemy, by szanowano nasze zdanie, powinnismy szanowac zdanie innych.

  10. To ja tez opowiem historie, ze tak powiem z zycia wzieta:

    Do O. dzwoni spanikowany mlodszy brat.

    – O., cholera! Moja przyjaciolka dzwonila do mnie i poinformowala mnie, ze nie ma okresu!
    – Kurde! Super!- krzyknela O. w pierwszym przyplywie radosci, bardzo sie cieszac na polazjatyckie dziecko, ktorego nawet nie musi rodzic. Potem jednak ochlonela i zaczela wypytywac o szczegoly:
    – Co ona na to?
    – Powiedziala, ze chce usunac. Nie wiem, co robic w takiej sytuacji!

    Po chwili O. z bratem usiedni przy herbacie i omawiali sytuacje. Brat byl mocno skofundowany, bo predzej wyrwalby sobie flaki, niz zostawil kobiete w ciazy bez pomocy. Mial jednak dopiero dwadziescia lat i ledwo zaczete studia. Zdawal sobie tez sprawe, ze zbyt bardzo sie z przyjaciolka roznia, by stworzyc udany zwiazek na cale zycie. O. natomiast myslala o Chince w ciazy w obcym kraju. Na pewno jest wystraszona. Nie wie, ze moglaby liczyc na pomoc panstwa, nie zna zdania ojca dziecka. Nie chciala zwiazku, bo jeden nieudany miala za soba, ale dobrego seksu nie mogla sobie odmowic. Jednocuzesnie aborcja dla Chinki to nie problem, ale czy ona wie, jak ja wykonac? Poza tym ostatnio stala sie religijna, czy nie skonczy potem z szeroko u nas omawianym syndromem, gdy dowie sie na ktorejs mszy, jak to ZABILA DZIECKO?

    Jedz do niej jak najpredzej, gdy test ciazowy potwierdzi jej przypuszczenia, powiedziala O. Powiedz jej, co moze zrobic. Powiedz, ze kazda decyzje bedziesz wspieral. Jezeli zechce urodzic, git, my sie bedziemy cieszyc jak cholera. Jezeli zechce usunac, nie zostawiaj jej z tym samej. Postaraj sie dowiedziec, czego chce najbardziej.
    Brat O. zgodzil sie na ten pomysl. I tak, wedlug mnie, wyglada najbardziej prawidlowa reakcja faceta. Gdyby brat O. zaczal sie upierac, ze on koniecznie chce miec zone i dziecko bo to jego zyciowe cele, albo jeszcxze gorzej: ze przyjaciolka ma urodzic, a potem moze sobie oddac do adopcji, bo on nie moze wychowywac, O. musialaby mu zrobic krzywde czyms ciezkim.

Skomentuj Nina Wum Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *